Forum  Strona Główna
Autor Wiadomość
<    Hyde Park   ~   Przewrotność losu
Assurance Agent
PostWysłany: Pon 0:58, 11 Sie 2008 
Mandaryn
Mandaryn

Dołączył: 07 Sie 2008
Posty: 883
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: awazsraW
Płeć: Mężczyzna


„PRZEWROTNOŚĆ LOSU”

PROLOG

Spał spokojnie, w ciepłym łóżku, prawdopodobnie śniąc o leżącej obok niego, biuściastej blondynce o maślanym spojrzeniu, którą spotkał wczorajszego wieczoru w barze. Owa blondynka, typowa ”girl next door”, tak go rozpaliła podczas wspólnej wizyty w toalecie, że postanowił wraz z nią udać się do jej mieszkania i kontynuować to, co zaczęli w obskurnym kiblu tamtego baru. Działał według określonego schematu: 1) Poderwać jakąś dziewczynę, której uroda jest zbyt pospolita (jednak nadal czyniąca ją atrakcyjną w oczach mężczyzn), by uganiali się za nią wszyscy faceci w koło, ponieważ wolał mniej używane. 2) Spędzić z nią upojną noc, koniecznie w jej mieszkaniu. 3) Obudzić się wcześnie i cicho wymknąć z nadzieją na nie zobaczenie jej już nigdy więcej.
Ale tym razem obudził się wcześniej niż zwykł to robić – na zegarku widniała godzina 3:33. A obudził go nagły hałas, jakby ktoś się włamywał. „Czego on tu szuka?”, pomyślał, gramoląc się spod kołdry, ”Tu nie ma co kraść!” i w tym właśnie momencie zobaczył przez zaspane oczy jakąś sylwetkę, zbyt niewyraźną by rozróżnić płeć. Nie zobaczył już nic więcej, natomiast tajemnicza sylwetka widziała, i to doskonale, bezwładne ciało mężczyzny, które, groteskowo skręcone wskutek walki z kołdrą i pocisku tkwiącego w czymś, co zaledwie kilka sekund temu było twarzą, powoli zsuwało się z materaca, by w końcu z głuchym dźwiękiem opaść na podłogę i znieruchomieć. Sylwetka obojętnie odwróciła się i wyszła z mieszkania, by zniknąć w mroku klatki schodowej, zostawiając ciało na pastwę wszelkiego robactwa gnieżdżącego się w zakamarkach mieszkania. A blondynka nadal słodko spała…

TREŚĆ

Wayne Collins nie wyróżniał się niczym szczególnym, może urokiem osobistym. W młodości interesował się polityką i, co może dziwić kobietami zdawał nie zaprzątać sobie głowy.
Jego ojciec, stateczny pan po pięćdziesiątce nade wszystko miłujący swój ogródek, a dawniej przewodniczący rady miasta Baltimore, zawsze chciał, by jedyny syn poszedł tą samą drogą co on, jednak zaszedł wyżej. Wayne nie nadawał się jednak do polityki, ze względu na swoje lekkoduszne usposobienie, więc kiedy związał swój los z dziennikarstwem, na osłodę ojcu mówił, że to przecież czwarta władza, więc jego marzenie poniekąd się spełniło.
Kobiety lgnęły do niego jak osy do miodu, mimo, że na modela się nie nadawał. Średni wzrost, bujne włosy koloru ciemny blond, szeroki, choć nie rażąco, nos, piwne oczy, lekko owalna twarz nie robiły z niego wybitnego przystojniaka, ale wśród rówieśniczek uchodził za smakowity kąsek.
Jako dziennikarz „Baltimore Tribune” nie zajmował się niestety umiłowaną polityką, tylko szokowaniem czytelników. Tak, głównym zadaniem Wayne’a było pisanie na mało przyjemny temat, jakim były morderstwa, dokonywane na terenie Baltimore. Kiedy akurat nie było morderstw, pisał o kradzieżach, rozbojach, gwałtach, zamieszkach i innych rzeczach powodowanych ludzką zawiścią i głupotą. A tej jesieni Wayne miał ręce pełne roboty…

Redakcyjny goniec, którego wszyscy serdecznie nie cierpieli za to, że mówił tak chaotycznie, jak to było tylko możliwe, co czyniło go człowiekiem, którego nader ciężko zrozumieć, przybiegł zdyszany do biurka zajmowanego przez Wayne’a.
- Jest robota dla ciebie…zabili…jakiś facet…martwy…na rogu 56 zachodniej... trup... i 23… zastrzelony…zachodniej… pospiesz się… - wysapał i pobiegł dalej, przekazać komuś innemu kolejną rewelację. Wayne, z wyrazem twarzy mówiącym wszystko, podniósł się z krzesła, zebrał swój arsenał reporterski i wolnym krokiem wyszedł na ulicę. Dzień był słoneczny i ciepły, nie chciało się pracować, a tu na domiar złego trafił się nieboszczyk.
Wayne wsiadł do swojego zdezelowanego forda eskorta i ruszył na miejsce zbrodni.
Gdy dojechał, jego oczom ukazał się widok tak znajomy, że aż nudny i odpychający. W bramie kamienicy na rogu krzątała się grupka policjantów, para jegomościów w białych kombinezonach i mężczyzna w brązowym garniturze. Teren dookoła był ogrodzony żółtą policyjną taśmą, przy której stało kilku gapiów. Wayne podszedł do taśmy i zawołał glinarza stojącego najbliżej.
- Przepraszam! Wayne Collins, „Baltimore Tribune”, co tu się wydarzyło?
- Zaczekaj pan, zaraz przyprowadzę szefa, mi nie wolno udzielać wywiadów.
Chwilę Wayne musiał poczekać, bo oficer prowadzący śledztwo, ów gościu w brązowym garniturze, był zajęty rozmową z facetami w bieli. Kiedy wreszcie podszedł, przedstawił się:
- Nazywam się Chester Zvitsky, prowadzę tą sprawę. Co chciałby pan wiedzieć?
- Wszystko, najlepiej ze szczegółami.
- A czego ja mogłem się spodziewać? Ciała jeszcze nie zidentyfikowano – podjął znudzony wieloletnią rutyną – facet został zastrzelony, dostał prosto w głowę, jego ciało w kontenerze znalazła pewna staruszka wyrzucająca śmieci. Biedna, jest teraz taka roztrzęsiona, że nic się od niej pan nie dowie. Nie wiemy czemu ciało zostało tak schowane, widocznie morderca się spieszył..
- A może chciał, żeby znaleziono ciało? – przerwał mu Wayne, jak zawsze doszukując się dziwacznych teorii.
- Nie wykluczone, zdarzają się tacy porąbańcy.
Wayne’a uderzyło to, że oficer nie zabił go śmiechem po tym stwierdzeniu, tylko przyznał mu poniekąd rację w tej niedorzecznej teorii. Przecierz, gdyby zabójca, chciał, żeby znaleziono ciało, zostawiłby je gdzie upadło.
- Zgon – kontynuował Zvitsky – jak orzekł ten facio w białym wdzianku, nastąpił około 6:00. Na razie nic więcej nie mogę zdradzić, bo nie wiem. Ma pan tutaj mój numer do biura – powiedział i z tymi słowy wcisnął Wayne’owi w dłoń swoją wizytówkę.
- Dziękuję, panie Zvitsky, na pewno jeszcze się usłyszymy.
Pognał do samochodu jak szalony i ruszył prosto do redakcji, wyraźnie podniecony sprawą. Jak się okazuje Wayne bardzo zainteresował się tym mordem i ochoczo przystąpił do pisania artykułu na podstawie notatek, które sporządził. Kiedy uporał się z tym, co miał, zadzwonił do Zvitsky’ego w nadziei na dalsze sensacje.
- Dowiedzieliśmy się, kto jest ofiarą, ale personaliów podać nie mogę. Ten pechowiec wracał z imprezy. W kamienicy, pod którą został zastrzelony, mieszka dziewczyna, z którą się zabawiał. I to by było na tyle, szukamy teraz mordercy, ale nie mamy żadnych podejrzanych. Broń z której oddano strzał jest tak pospolita, że nie wiem, czy ma to jakieś znaczenie dla śledztwa. – Zvitsky był wyraźnie zmartwiony, sprawa był chyba bardziej skomplikowana niż na to wyglądało.
- Dziękuję, panie Zvitsky, myślę, że tyle mi wystarczy. Do widzenia.
- Do widzenia.
Wayne dokończył artykuł i zaniósł redaktorowi naczelnemu.
- Dobra robota – pochwalił go – damy to na pierwszą stronę. W nagrodę za dobre sprawowanie masz już wolne.
- Dziękuję panu – Wayne był zadowolony z takiego obrotu sprawy, choć tego nie okazał w obecności szefa.
Pędem puścił się do samochodu i szybko pojechał do domu. On, Wayne Collins, napisał artykuł, który będzie zdobił stronę tytułową jutrzejszego wydania „Baltimore Tribune”! Resztę tego radosnego dnia spędził oglądając telewizję, bądź drzemiąc na fotelu, a i tak wieczorem był zmęczony. Zmęczony z powodu emocji, ale jakże szczęśliwy. Zasnął bez mniejszych kłopotów, uprzednio zjadłszy sutą kolację. Dawno Wayne nie miał tak krótkiego dnia w pracy, a szczególnie cieszył go fakt, że był to piątek i miał przed sobą, w razie szczęścia, 3 dni weekendu.

Szczęścia jednak nie miał. Już około 6:30 rano obudził go telefon.
- Wstawaj szybko i jedź na 35 południową, przy tym centrum handlowym – rozkazujący ton szefa nie pozostawiał wątpliwości. Trzeba wstać. Dobry humor z dnia wczorajszego ulotnił się jak czad z zepsutego pieca, ale w odróżnieniu od czadu, nie zostawił po sobie nic, co by świadczyło o jego obecności.
20 minut później, Wayne w grobowym nastroju potęgowanym przez stale siąpiący deszcz, wdrapywał się na 3 piętro bloku przy 35 południowej. Powitał go nie kto inny, jak tylko żółta taśma rozpięta na framugach otwartych drzwi do mieszkania. Zajrzał do środka, wypatrując oficera prowadzącego. Ku swojemu zdumieniu zobaczył Zvitsky’ego.
- Pan tutaj?! – krzyknął zdziwiony
- Ano… mamy denata. Nieciekawie to wygląda. Dostał w łeb tak samo jak ten wczoraj i z tej samej broni, choć o niczym to jeszcze nie świadczy. Ten chłopak tu nie mieszkał, tylko zatrzymał się na noc z dziewczyną poznaną w klubie. Obudził ją wystrzał, doprawdy nie wiem, jak usłyszała przez sen strzał z tłumionej broni! A chłopak leżał martwy obok, ciągle pod kołdrą. Gdyby nie rana w głowie powiedziałbym, że śpi!
- To… to… jest łudząco podobne do wczorajszego przypadku! – wydukał podniecony Wayne.
- Masz rację. Wiem, co ci chodzi po głowie. Nie możemy jeszcze mówić o seryjnym mordercy, mamy za mało przypadków… chociaż… chłopak zszedł około 6:00…
Ale Wayne już nie słuchał – był w drodze na dół, do samochodu. Sam fakt, że obie ofiary poderwały jakieś dziewczyny mu wystarczał. Był absolutnie pewien, że to seryjny morderca…

Po wydarzeniach tamtego dnia, Pan Zegarynka, jak nazwał go sobie Wayne, ucichł, ale Wayne cały czas trzymał rękę na pulsie, w każdej chwili spodziewał się telefonu, chaotycznego gońca, czegokolwiek, co powie mu o kolejnym morderstwie. Nie znaczy to jednak, że się obijał – wręcz przeciwnie. Zaczął prowadzić własne śledztwo w tej sprawie, lecz nie publikował żadnych rezultatów. A uzbierał trochę ciekawych materiałów, sporządził amatorski portret psychologiczny Zegarynki. Był absolutnie pewien, że kolejne 2, może 3 mordy zaprowadzą go do oprawcy młodych amantów.
Praktycznie codziennie chodził do różnych klubów, barów. Bynajmniej, nie po to, żeby coś wyrwać. Liczył, że będą to robić inni. Wypatrywał, czy nikt nie śledzi wychodzących z lokalu par, natrafił nawet na faceta zachowującego się podejrzanie, lecz ów opuścił lokal i, śledzony przez Wayne’a, udał się do domu. Mimo to Wayne przekonywał się, że to może być Zegarynka – jego zachowanie pasowało mu jak ulał do portretu psychologicznego, jednak przecież nie mógł w 100% zaufać portretowi - wszak nie był psychologiem…
W końcu sam zaczął podrywać dziewczyny, jednak nic to nie dało, prócz kilkunastu orgazmów. Na którymś z rzędu wypadów poddał się. Nie ma Pana Zegarynki! Od 2 tygodni nie było żadnego zabójstwa. Z tą myślą Wayne postanowił zrobić to, co ostatnimi dniami stało się dla niego rutyną…

EPILOG

Anthony Weilds od zawsze był przeciętniakiem. Jedyną rzeczą, która go wyróżniała, było to, że mało kto spoza kręgu znajomych i rodziny pamiętał jak się nazywa. Jego wygląd też był przeciętny – włosy, twarz, ubiór – wzorzec nijakości! Cała ta przeciętność sprawiała mu jeden ogromny kłopot – dziewczyny nie interesowały się nim tak, jak on nimi. Próbował wzorować się na innych jednak wszystko na nic! Wzrastała w nim tylko zazdrość do tych wszystkich czarujących chłopaczków. Teraz, w wieku lat 27 nadał był prawiczkiem…Wydawało się, że nie ma najmniejszych powodów do zadowolenia – wiódł samotne, nudne życie. Jednak coś tego poranka wywołało na jego twarzy ogromny uśmiech. Jak zawsze poszedł do kiosku nieopodal jego mieszkania i kupił „Baltimore Tribune”. Oto co przeczytał:
Wczoraj, o godzinie 9 rano znaleziono ciało martwego dziennikarza „Baltimore Tribune”, naszego serdecznego kolegi Wayne’a Collinsa. Wayne zginął wskutek strzału oddanego prosto w głowę. W jego biurku w redakcji znaleziono materiały dotyczące 2 morderstw jakich dokonano około 2 tygodni temu. Dają one dość mgliste pojęcie o całej sprawie, są tak napisane, że tylko autor może z nich wyciągnąć jakiekolwiek sensowne wnioski. W jego notatkach znaleziono jedną znamienną notkę: „Mam podejrzanego, jestem prawie pewien, że to on!”
Obok artykułu znajdowało się zdjęcie Wayne’a. Weilds tylko się uśmiechnął szyderczo:
- Cóż za przewrotność losu!

KONIEC

Nie wiem, czy zakończenie jest zaskakujące, bo sam będąc autorem nie mogłem czuć się zaskoczony Razz nie wiem też, czy przedstawia jakiekolwiek wartości poza materiałem do niszczarki Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
CoVert
PostWysłany: Pon 1:26, 11 Sie 2008 
Głowa Smoka
Głowa Smoka

Dołączył: 21 Sie 2007
Posty: 1764
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hongkong
Płeć: Mężczyzna


Zarąbiste... Naprawdę, genialne... krótkie, ale genialne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Assurance Agent
PostWysłany: Pon 12:36, 11 Sie 2008 
Mandaryn
Mandaryn

Dołączył: 07 Sie 2008
Posty: 883
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: awazsraW
Płeć: Mężczyzna


Heh, dzięki Very Happy nie spodziewałem się aż tak pochlebnej opinii ze strony tak wybitnego literaty Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
CoVert
PostWysłany: Pon 16:27, 11 Sie 2008 
Głowa Smoka
Głowa Smoka

Dołączył: 21 Sie 2007
Posty: 1764
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hongkong
Płeć: Mężczyzna


Literata;p i na razie raczej hobbysty;p

ale naprawdę, kawał dobrej roboty, trzeba pochwalić;p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
ruszka
PostWysłany: Śro 15:15, 22 Paź 2008 
Mistrz kadzidła
Mistrz kadzidła

Dołączył: 18 Paź 2008
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mam wiedzieć czy nie jesteś pedofilem ?
Płeć: Mężczyzna


nom fajne super i jeszcze nie wiem co napisać Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum Strona Główna  ~  Hyde Park

To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach