Forum  Strona Główna
Autor Wiadomość
<    Hyde Park   ~   Hitman : Enemy Within
Weasley55
PostWysłany: Wto 20:41, 17 Cze 2008 
Głowa Smoka
Głowa Smoka

Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 543
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5


Oto pierwsza strona książki. Przetłumaczona przeze mnie, a skorygowana przez Coverta. C.D.N.

Rozdział pierwszy

DOLIINA RENU, NIEDALEKO KOLONII, NIEMCY

Był piękny, słoneczny dzień, gdy Aristotle Thorakis wyszedł z dużej, ciemnej zamkowej komnaty na zalany słońcem taras i popatrzył na dolinę Renu. Powietrze pachniało słodko a światło słoneczne lśniło na wodzie jak złoto, gdy ciężko załadowane łodzie wzburzały ją, płynąc w obu kierunkach. Mnóstwo statków należało do rodzin, które żyły na ich pokładzie, czego dowodem były dziecinne kojce, zajmujące tak małą powierzchnię pokładu, jak tylko możliwe, oraz wesoło ubarwione pranie wiszące na sznurkach, zawiązanych dla tego celu.

To była idylliczna scena i przez krótką chwilę stary magnat morski chciał być tam na dole, stać za sterem ciężko załadowanego frachtowca płynącego do Bazylei lub Amsterdamu. Takie życie byłoby prostsze i na swój sposób ciekawsze niż to, które prowadził. Jego życiem była egzystencja VIP-a, skazanego na wieczne podążanie śliskimi ścieżkami międzynarodowych interesów, próbującego chronić zarówno swój styl życia jak i imperium finansowe założone przez dziadka.

Ale słodkie myśli o morskim życiu były bardzo odległe. Thorakis wiedział jak ciężkie byłoby takie życie i nie chciał oddać luksusów, do których on i jego rodzina byli przyzwyczajeni.

- Grosik za twoje myśli - powiedział Pierre Douay, gdy pojawił się przy łokciu Greka. Pojawienie się cicho, ale zauważalnie i Thorakis mimowolnie się przestraszył.
- To piękny dzień - odpowiedział wymijająco

Douay przytaknął. Zamek był własnością Francuza i pomimo, że Thorakis odziedziczył całe swoje bogactwo, wiedział że Douay doszedł do wszystkiego samodzielnie. Był tak samo bogaty jak Grek, to jednak on przyszedł błagać, a Douay miał zadecydować o jego losie.

- Co o nim sądzisz? - spytał Douay, gdy tamten łyknął pierwszy łyk zmrożonego Rieslinga.

- Jest wytrawne - stwierdził Thorakis - I rześkie, a więc idealne w dzień taki jak dziś. Pięćdziesięciodwuletni biznesmen miał czarne włosy z pasmami siwizny i wąską , „rzeźbioną” twarz. Można by pomyśleć, że miał coś z atlety-amatora w latach młodości, jednak przybyło mu od tego czasu kilka kilogramów, których workowata, czarna koszulka nie mogła ukryć. Spodnie koloru khaki i para mokasynów Gucciego bez skarpetek, dopełniały wrażenia.

Douay, w przeciwieństwie do niego był dziesięć lat młodszy, chudy niczym rapier i w wyśmienitej formie. Z wyjątkiem cienkiego czarnego pasa i czarnych sandałów na stopach Francuz był ubrany na biało.

- Cieszę się, że ci smakuje – odpowiedział - Pochodzi znad Mozeli, a nie znad Renu. To ta łupkowata sól sprawia, że czujesz różnicę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
CoVert
PostWysłany: Wto 21:06, 17 Cze 2008 
Głowa Smoka
Głowa Smoka

Dołączył: 21 Sie 2007
Posty: 1764
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hongkong
Płeć: Mężczyzna


Niedługo pojawi się więcej fragmentów...

Na razie dzielnie zmaga się z nią Wes, niedługo ja i Dante go wesprzemy:P


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Weasley55
PostWysłany: Śro 14:57, 18 Cze 2008 
Głowa Smoka
Głowa Smoka

Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 543
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5


Thoakis nie miał pojęcia, co to znaczy. Nie, żeby go to obchodziło, ale nie wspomniał o tym, szukając w myślach sposobu na rozpoczęcie rozmowy. Rozmowy, na którą obaj mężczyźni byli przygotowani.

- Niektóre lata są lepsze od innych - zauważył zamyślony Grek - dla wina i dla żeglugi.

- Tak - odparł trzeźwo Douay - Kto mógł przewidzieć, że jeden z twoich tankowców osiądzie na mieliźnie w Portugalii, liniowiec wpadnie w ręce piratów, a twój dyrektor do spraw finansów zostanie aresztowany? A wszystko to w mniej niż rok czasu? To nie do przewidzenia. Chodź. Lunch jest gotowy i będziemy mieli dużo czasu, by pogadać o winie, kobietach i żeglowaniu.

Stół pokryty lnianym obrusem został ustawiony w cieniu baldachimu, zrobionego z płótna w niebiesko-białe paski. Baldachim szeleścił łagodnie jak bryza znad Renu, głaszcząca kamienne mury zamku.

Thorakis uważnie przyjrzał się stołowi. Pomimo tego, że miał nadmiar jedzenia w miejscu, gdzie go brakowało, miał ciężką alergię, więc przywiązywał wagę do tego, co jadł. To dlatego osobisty szef kuchni przygotował większość posiłków dla Greka, gdy ten był w domu, towarzyszył mu także wszędzie, gdziekolwiek by nie był i strzegł drzwi kuchni, gdy Thorakis jadł w restauracjach. Gdy zauważył swego kucharza, stojącego w bezpiecznej odległości od nich, wiedział, że jedzenie jest bezpieczne. Zajął krzesło naprzeciw Douaya.

- Za długą i owocną współpracę - powiedział Francuz, unosząc kieliszek. Zamiast wesołości, której można się było spodziewać po Douayu, Thorakis dostrzegł w jego oczach coś innego. Jego wzrok był ponury i kalkulujący.

- Tak - odrzekł Thorakis, gdy podniósł własnego Rieslinga - za długą i owocną współpracę.

Kieliszki delikatnie brzęknęły podczas uderzenia i dało się zauważyć nagły wzrost tempa podawania potraw. Pierwsze danie stanowiły krewetki, przyozdobione zieleniną, z bochenkiem kruchego chleba.

Zamiast bawić się z Thorakisem w kotka i myszkę, Francuz przeszedł od razu do sedna.
– Więc – zaczął, smarując chleb masłem – Mam nadzieję, że nie urazi cię moja bezpośredniość. Ile pieniędzy potrzebujesz by rozwiązać swoje problemy?

Zaskoczony przez tę bezpośredność Thorakis był jednocześnie zadowolony, ponieważ nie był pewny jak zacząć negocjacje. Połknął kęs krewetki, popił łykiem wina, i przetarł wargi serwetką.

- Około 500 milionów euro i jesteśmy kwita. Bezpieczna pożyczka, na 5 lat.

- To dużo pieniędzy – zauważył łagodnie Douay - Ale nie tak dużo, jeśli zabezpieczenie jest dostateczne – zrobił przerwę i spojrzał w twarz swojemu gościowi – I jeśli ty zechcesz podzielić się ze mną pewnego rodzaju informacjami.

Pierwszego warunku można się było spodziewać, jednak drugi był nieoczekiwany i Thorakis zmarszczył brwi.
- Informacji? Nie rozumiem.
- To naprawdę całkiem proste - rzekł Francuz, nabijając na widelec krewetkę. – Jesteś w zarządzie pewnej organizacji, zwanej Agencją. Ja mam podobne powiązania z grupą, którą ty znasz jako Puissance Treize lub Mocną Trzynastkę (Power Thirteen – nie wiem jak to do końca przetłumaczyć - dop. Weasley55). Jak wiesz, Puissance Treize zaczęła stanowić poważną konkurencję dla Agencji, zarówno w kwestii podziału rynku, jak i grubych dochodów. Jednak różnica jest widoczna, przynajmniej na razie.

- Jednak z kluczowymi informacjami, dostarczonymi przez Ciebie, nasza grupa będzie mogła przejąć rynek w przeciągu kilku miesięcy, a nie lat, jak to teraz planujemy.

Nagle świeżo upieczony chleb wydał się nadmiernie suchy i Thorakis potrzebował dużo wina by go przełknąć.

Jego działalność w Agencji skupiała się na rozwiązywaniu problemów z transportem i logistyką. Miała być tajemnicą, ale Douay wiedział.

Krew pulsowała mu w skroniach i poczuł nagłą potrzebę skorzystania z toalety.

- To absurd – powiedział Grek słabo – nie mam pojęcia, o czym mówisz.

- Och, myślę, że masz – nalegał Douay. Położył na stół folder ze zdjęciami – spójrz na nie…. Twoje zdjęcia podczas spotkania z innymi członkami zarządu Agencji w Rio, na pokładzie jednego z jachtów organizacji w Cape Town i ty wychodzący z jednego z ich samolotów w Dallas.

Thorakis wykorzystał ten moment, by się opanować. Wziął dwie fotografie i wzruszył ramionami rzucając je z powrotem na stół.

- Znam mnóstwo ludzi. Jeżeli tamci byli związani z tą organizacją o której mówisz…. Agencją, czy jak tam ją nazywasz, to nic o tym nie wiem.

- Proszę – powiedział smutno Douay – nie pogrążaj się, dowody mówią same za siebie. Gdy statki rejsowe Senor Jose Alvadeza zaczęły Ci odbierać klientów, ten utonął w swoim własnym basenie, pomimo tego, że był członkiem olimpijskiej drużyny pływackiej w Meksyku jakieś piętnaście lat wcześniej!

- Później, kiedy dziennikarz Harry Meyers napisał artykuł o tym, jak twoje tankowce wyrzucają toksyczne odpady do Oceany Atlantyckiego, w niewytłumaczalny sposób popełnił samobójstwo, dwa dni przed własnym ślubem.

- Och, i nie zapominajmy o hrabinie Marii Sarkom, która miała potwornego pecha, bo wpadła pod ciężarówkę, przejeżdżając przez Czterdziestą Drugą Ulicę, tydzień po tym jak nazwała twoją żonę „brzydką świnią” w nowojorskiej rubryce towarzyskiej. Nie, mój przyjacielu, ty nie tylko pracujesz dla Agencji – zakończył ponuro Douay – oni płacą ci krwią.

- Jednak nawet Agencja nie może nic poradzić na to, że twoja firma została odrzucona przez bankierów w Zurychu, Londynie i Nowym Jorku. Ceny twoich akcji spadły o trzydzieści procent, a sprawa sądowa za rozlanie oleju potrwa dziesięć lat i twoje statki rejsowe płyną w połowie puste. Ale ty sam wiesz o tym najlepiej, więc pogadajmy o czymś przyjemniejszym…. Jak się mają twoje dzieci? Mam nadzieję, że dobrze...

Thorakis poczuł rozpacz i ze wszystkich sił starał się jej nie ukazać. Rzeczą, której najbardziej się bał było to, że to właśnie on strwoni rodzinny majątek Thorakisów i nie tylko przyniesie mu to wstyd, ale także pozbawi jego dzieci przywilejów związanych z przynależnością do tego szlachetnego rodu.

Wreszcie po długiej chwili niezręcznego milczenia Grek popatrzył znad talerza.

- Może mówiłem zbyt pochopnie - powiedział niepewnie – Jakich informacji szukasz? Kto wie…. Być może mogę ci jakoś pomóc.

- No widzisz! – odparł Douay dobrodusznie – Wiedziałem, że się dogadamy. Odpowiadając na twoje pytanie: chcę wiedzieć wszystko, co wiesz. Zwłaszcza wszystko to, co możesz mi powiedzieć o człowieku nazywanym Agentem 47.



koniec rozdziału I

CDN


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Weasley55 dnia Śro 15:05, 18 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Weasley55
PostWysłany: Śro 18:50, 18 Cze 2008 
Głowa Smoka
Głowa Smoka

Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 543
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5


Rozdział II

NA WSCHÓD OD YAKIMA, WASZYNGTON, USA

Pióropusz dymu, poprzedzony mgiełką wzniósł się w powietrze, gdy mężczyzna, mający niedługo zginąć, wyruszał w daleką podróż.

Zarówno jeździec, jak i motocykl zniknęli z pola widzenia, gdy żwirowata droga poprowadziła ich w dół w jeden z wielu wąwozów, oddzielających 47 od celu. Nadjeżdżający motocyklista wciąż był zbyt daleko, by go zidentyfikować, więc zabójca zniżył lornetkę i pozwolił nagrzanemu od słońca głazowi dalej znosić swój ciężar. Dzień był ciepły i droga zdawała się błyszczeć, gdy mężczyzna, zwany Ponurym Żniwiarzem, znowu pojawił się w polu widzenia. Jego prawdziwe imię brzmiało Mel Johnson, a jedną z jego licznych dróg do sławy była duża kartoteka kryminalna i gotowość zabicia każdego, kto wejdzie mu w drogę. Nosił gogle motocyklowe, kamizelkę z czarnej skóry bardzo podobną do tej, jaką 47 miał na sobie i parę wyblakłych Lewisów. Ciuchy, które noszą zarówno prawdziwi motocykliści, jak i naśladujące ich żółtodzioby, które chcą wyglądać twardo.

Johnson nie należał do tego drugiego typu ludzi. To był zawodowiec i jego umięśnione ręce trzymały się prosto kierownicy, gdy chopper jechał pod górę, na miejsce spotkania członków „Wielkiej Szóstki”, rozrywkowej grupy kilku gangów motocyklowych nad którą władzę miał potężny gość znany jako „Big Kahuna”. „Big K” albo skrótowo "BK".

Big K prowadził kolektywne przedsiębiorstwo, korzystne dla wszystkich jego członków. Strategia polegała na niedopuszczaniu do wtargnięcia tam konkurencji jak np. kolumbijskie kartele narkotykowe.

Tak to miało funkcjonować, krążą jednak plotki, że nie wszyscy członkowie gangu byli zadowoleni z samowystarczalnej polityki Kahuny, co wyjaśnia dlaczego szefowie, jak Johnson, przybywali osobno. Big Kahuna nie chciał zostać zabity

To bardzo rozsądne, pomyślał 47.

Zadowolony z tego, że ten człowiek był jego celem, 47 zniżył lornetkę i sprawdził swój zegarek na rękę marki Royal Oak Offshore. Johnson był spóźniony. Skoro zaś Johnson się spóźniał, spóźniał się też 47, ale na to nic nie można było poradzić.

47 poczuł znajomy uścisk w brzuchu, gdy przystanął i zmusił się do rozejrzenia wokoło. Zabójca wiedział z doświadczenia, jak wiele może się zmienić podczas tak krótkiego czasu, jakiego potrzeba na łyk kawy, oddanie moczu lub sprawdzenie terenu. Świadek może pojawić się znikąd, wiatr niespodziewanie zwiększyć siłę lub tysiące innych możliwości może zablokować machinę śmierci.

Ale świadka nie było, poza jastrzębiem krążącym wysoko na niebie, a siła wiatru nie miała znaczenia, gdy 47 docierał na most rozpościerający się nad wysuszonym strumieniem. Żyłka była tam już od kilku godzin, luźno rozpięta w poprzek zakurzonej drogi, a samochody, ciężarówki i motocykle przejeżdżały pod nią. Za pomocą stalowego gwintu, przymocowanego do przeciwległej poręczy mostu, łatwo można było podnieść żyłkę i zabezpieczyć taką konstrukcję. Następnie, będąc ukrytym w cieniu, przy ostrych promieniach słońca obok dwupasmowego mostu, zabójca musi tylko poczekać aż Mel Johnson przybędzie i sam się zabije.

Harley wydał charakterystyczny odgłos, a zaraz potem gardłowy ryk, gdy Johnson przybył. 47 po raz ostatni zmierzył wzrost swojej zwierzyny i dostrzegł, że ustawił żyłkę odrobinę za wysoko. Technika używana zarówno przez niemieckie, jak i francuskie podziemie podczas II wojny światowej była niesamowicie skuteczna, jeśli chodzi o motocyklistów i ludzi jeżdżących w kabrioletach.

Nie było możliwości stwierdzić, czy przywódca gangu zauważył żyłkę w ostatniej chwili i czy zdążył pomyśleć co miało nastąpić. Ale nie wyglądało na to. Zamiast zahaczyć o gardło, tak jak było w planie, żyłka zahaczyła o jego częściowo otwarte usta. Przywódca gangu jechał w tej chwili dobre 55 mil na godzinę, więc żyłka ucięła górną część jego głowy, pozostawiając dolną szczękę przymocowaną do szyi.

Mieszanina krwi i mózgu potoczyła się po jezdni, razem z kaskiem z wymalowaną czaszką, odbijającym się od drewnianych desek. Harley poniósł resztę jego ciała na północ, ale nie na długo. Ręce Johnsona spadły z kierownicy, silnik zwolnił a opona trafiła na dziurę. Rezultatem był okropny odgłos tarcia, gdy motocykl za 25 000 $ zjeżdżał w dół żwirowatą drogą, taszcząc ze sobą zakrwawione zwłoki i w końcu się zatrzymał.

CDN


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Weasley55 dnia Wto 23:08, 22 Lip 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Weasley55
PostWysłany: Czw 18:21, 19 Cze 2008 
Głowa Smoka
Głowa Smoka

Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 543
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5


Show must go on Smile - kolejny fragment, trochę obszerniejszy

Po szybkim sprawdzeniu, czy akcja przebiegła bez świadków, Agent 47 zaczął biec. Lornetka odbijała mu się od piersi i było istotne, żeby złapać ją podczas biegu do małego, odizolowanego obszaru.

Nie wiadomo, jaka była pierwotna funkcja drewnianych budynków, ale zabójcy to nie obchodził.o Jedyne, co się liczyło to fakt, że było tam na tyle dużo miejsca, by zmieścić pickupa dodge z napędem na cztery koła, zaparkowanego w środku. W szopie było kilka stopni chłodniej, ale 47 nie miał czasu, by się tym nacieszyć, bo wskoczył do kabiny i uruchomił V-8.

Kurz opryskał tylną ścianę, gdy 47 wyjechał pojazdem w jasne światło słoneczne. Skręcił na zakurzoną drogę i przejechał około 20 stóp, zanim musiał użyć hamulców, żeby nie zderzyć się z ciałem częściowo uwięzionym w Harleyu. Teraz przyszła pora na odłożenie lornetki, wyjście z 4X4 i okrążenie przodu ciężarówki. Po sprawdzaniu zawartości toreb rowerowych Johnsona, następnym zadaniem było pozbycie się ich (work them free- ma ktoś lepszy pomysł? – dop. Weasley55) .

Po tym, jak skórzane torby zostały schowane w większej torbie, zaczepił linę holowniczą pickupa o chopper i przeciągnął 900-funtowy motocykl za barak. Wycieczka była dosyć trudna dla resztek ciała Johnsona, ale stary motocyklista zdawał się nie zwracać na to uwagi (Lol – dop. Weasley55), nawet wtedy, gdy jego ciało toczyło się bezwładnie w połowie tej czynności.

Jak tylko wrak zniknął bezpiecznie z pola widzenia, 47 odczepił linę holowniczą i przed powrotem na most wykorzystał chwilę na schowanie pickupa do szopy. W wieku 10 lat pracował w rzeźni szpitala psychiatrycznego (tutaj chyba bardziej pasuje słowo „kostnica”, ale nie ja jestem autorem Smile Slaughterhouse to ewidentnie rzeźnia - dop. Weasley55), więc był przyzwyczajony do widoku martwych ciał i szukając na drodze czubka głowy Johnsona nie czuł nic poza rozdrażnieniem. Na szczęście kawałki czaszki i górnej szczęki wciąż tkwiły w małym kasku, używanym przez tak wielu kierowców. Na miejscu, gdzie to się zdarzyło pozostał ślad krwawego bałaganu. Pozostało tylko zakurzyć ślady krwi i wyrzucić wiadro z mózgiem do strumienia poniżej.

Po tej robocie nadszedł czas na zwinięcie zwisającej żyłki, w czasie powrotu do miejsca, gdzie leżą poszarpane zwłoki. Chowając linkę w tylnej kieszeni zabójca przyjrzał się dobrze tyłowi kamizelki Johnsona i zaczął ciągnąć ciało ku szopie. Doszedł do połowy drogi, gdy na południu pojawił się wielki obłok kurzu. Najwyraźniej zbliżało się coś wielkiego i potencjalnie niebezpiecznego.

Zabójca ważył 187 funtów, a Johnson nawet bez górnej części swojej głowy 225, więc nie było łatwo wciągnąć martwego motocyklistę do środka. Agent 47 potknął się i przewrócił na plecy, a odgłosy Diesla były coraz głośniejsze Poważnie zaniepokojony stanął na nogi, poszukał nowego podparcia i zużył wszystkie swoje siły, aby dociągnąć ciało do szopy. Gdy ciemność otoczyła 47, autokar pokonał najbliższe wzniesienie i wjechał na most.

W starej szopie było wiele dziur, więc zabójca wyjrzał przez nie, w chwili gdy kasztanowy autobus przejechał dokładnie przez miejsce, gdzie Johnson został zabity 15 minut wcześniej. Widział, jak podskakuje, zjeżdżając z drogi na moście, a potem słyszał chrzęst żwiru, gdy wrócił na most. Drogie malowidło było widoczne po tej stronie autokaru, przedstawiało motocyklistę na Chopperze, wilka wyjącego do księżyca i postrzępione góry w tle.

- Dowód na to, że zbrodnia popłaca. - pomyślał 47. – Zwłaszcza przemyt narkotyków.

Zadowolony, że jego działania nie zostały zauważone, 47 zaczął przeszukiwać kieszenie Johnsona. Znalazł gazę opatrunkową, dziwacznie wyglądający sprężynowiec i nieważny żeton na 500$ z kasyna Binion’s z rysunkiem podkowy na nim. To było rzadkie znalezisko i 47 będzie go potrzebował, by zepsuć przyjęcie Kahuny.

Następnym krokiem było odzyskanie toreb rowerowych Johnsona z bagażnika ciężarówki. Jedna ze skórzanych toreb zawierała spluwy, razem z parą specjalnych, robionych na zamówienie Coltów Pythonów (tu był zwrot „Signature weapon”, chodzi o broń rozpoznawalną, różniącą się czymś od masowej produkcji, jak macie lepszy, pomysł jak to przełożyć na polski to dawajcie - dop. Weasley55 ). Druga zawierała dwie torebki heroiny. 47 opróżnił je i zastąpił dwoma kilogramami ulicznego towaru, który dała mu Agencja. Obydwa były zmieszane z fentanylem będącym od 50 do 100 razy mocniejszym niż morfina. Problem w tym, że taka mikstura po zażyciu zabijała niczego nie spodziewających się ćpunów, niszcząc ich układ oddechowy.

A dokładnie to chciał zrobić 47.

Jednak przed permanentnym wyeliminowaniem Kahuny, a więc przed wypełnieniem zlecenia, które zleciła mu Agencja, zabójca musiał się dostać na coroczne spotkanie Wielkiej Szóstki.

Przed przypięciem westernowych kabur do pasa i zabezpieczeniem ich zapięciem przy nogach, 47 sprawdził, czy oba Magnum 357 są naładowane. Dobrze było mieć przy sobie broń, mimo że wolał półautomaty. Wiedział jednak, że Johnson był znany ze swojego zamiłowania do sześciostrzałowców, więc posługiwał się nimi.

Kiedy siadał za kierownicą był zlany potem. Klimatyzacja zaszumiała gdy przeglądał się przez chwilę we wstecznym lusterku i sprawdzał kluczowy element swojego podstępu. Twarz, która się na niego patrzyła wyglądała bardziej jak twarz Johnsona niż jego własna. Niebieska chusta zakrywała większą część łysiny zabójcy, a sztuczna broda była na swoim miejscu. Brody to niebezpieczne części garderoby, z powodu swojej tendencji do odczepiania się, więc 47 musiał użyć dużo kleju (dziwny zwrot „ spirit gum”, z kontekstu wynika na coś w rodzaju kleju – dop. Weasley55), żeby jego pot jej nie odkleił.

Drugą, ważną połowę przebrania stanowiły detale, te drobiazgi, dzięki którym twarz Johnsona można była zapamiętać, jak tatuaż w kształcie swastyki, który zabójca namalował sobie na lewym policzku, coś mającego przypominać bliznę tuż nad prawą brwią i kolczyki zwisające z uszu. Jego ubranie składało się ze skórzanych rękawic, pasującej kamizelki, wyblakłych Lewisów i pary sznurowanych butów.

Ale czy to przebranie wystarczy, by wpuszczono go na spotkanie? Zdaniem ludzi z Agencji tak, zwłaszcza że Johnson był przez ostatnie 4 lata w więzieniu i wypadł z obiegu, co oznacza że większość ludzi, którzy mogą go zidentyfikować dalej jest za kratkami. 47 uspokojony tą myślą wyjechał ciężarówką na drogę i skręcił na północ.

Zabójca wychowany w Europie nigdy nie chciał mieć jednej z tych kiczowatych, gazożernych ciężarówek, które Amerykanie tak uwielbiali, ale rozumiał ich zamiłowanie. Dzięki mocnemu silnikowi o mocy 345 koni pod maską i z osiągami prawie identycznymi z holowniczymi ciężarówkami z czterokołowca emanowała siła. To dało 47 poczucie komfortu, gdy wjechał na szczyt drogi i spostrzegł starą drogową równiarkę, zaparkowaną w poprzek. To był środek ostrożności, mający powstrzymać farmerów, konserwatorów linii telefonicznych i zagubionych turystów przed wpadnięciem na imprezę Big Kahuny. Gdy zabójca zaczął hamować i ciężarówka zwalniała, dwójka uzbrojonych motocyklistów wyszła, aby go powitać. Stanęli po obu stronach ciężarówki, więc ich M16 mogły go zaatakować krzyżowym ogniem.

Ale Agent 47 na razie nie szukał kłopotów i przylepił uśmiech na coś, co powinno być twarzą Mela Johnsona, gdy hamował ciężarówkę. Szyby zaszumiały przy ich opuszczaniu. Napakowany koleś podszedł od strony kierowcy. Miał krzaczaste brwi, sumiaste wąsy i wydatną szczękę.

- Więc - powiedział, zaczynając rozmowę, gdy drugi motocyklista wcisnął głowę od strony pasażera – coś ty **** za jeden?

- Jestem Żniwiarz – powiedział 47, miał nadzieję, lekko formalnym tonem.

- Taa – powiedział tamten, - Słyszałem o tobie. Jestem Nix, a tamten to Joey. Powiedzieli nam, że przyjedziesz na motocyklu.

- Taki miałem zamiar - odparł trzeźwo zabójca - ale chopper, nawalił więc pożyczyłem to.

Dało się słyszeć szum i niezrozumiałą rozmowę, gdy Joey przyłożył krótkofalówkę do ucha i po chwili słuchania ją odłożył.

-To był Skinner - obwieścił uroczyście – Big Kahuna chce zacząć spotkanie, ale czekają na tego gościa.
- Więc lepiej się pospiesz - doradził Nix – ale nikt nie wchodzi bez żetonu.

Agent 47 skinął głową, wyciągnął 500 dolarowy żeton i podał go Nixowi. Tamten wyjął swój, porównał obydwa i oddał pierwszy „Johnsonowi”.

- Możesz iść, Żniwiarz - powiedział Nix – Poczekaj chwilkę, aż Joey przepakuje równiarkę. Jesteś ostatni na liście, więc możemy pójść z tobą.

Nastąpiła przerwa, w trakcie której Joey odpalił diesla równiarki, usunął ją z drogi, przepuścił pickupa i ustawił z powrotem na miejsce. Pięć minut później Nix i Joey siedli okrakiem na choppery, wskazując pickupowi drogę.

Choppery wypuściły chmarę kurzu i bardzo szybko go wyprzedziły, więc 47 zwolnił nogę z gazu i znalazł się z tyłu. To pozwoliło mu lepiej widzieć, gdy cała trójka przejechała drugi punkt kontrolny i przyspieszyła ku dziwnemu skupisku budynków, gdzie odbywało się spotkanie.


CDN


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Weasley55 dnia Pią 15:52, 15 Sie 2008, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Weasley55
PostWysłany: Pią 17:35, 20 Cze 2008 
Głowa Smoka
Głowa Smoka

Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 543
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5


Metalowy silos stał koło rozpadającej się stodoły, a na wprost niej stała nowa, szeroka przyczepa mieszkalna. Mnóstwo małych szop o różnym stopnie zniszczenia walało się tu i ówdzie, a las wysokiej trawy zrobił co mógł by pochłonąć rząd zniszczonych samochodów. Autokar, który 47 widział wcześniej, czerwony Mercedes i cztery jasno pomalowane motory były zaparkowane po zachodniej stronie obskurnego kompleksu. Wszystkie były pokryte patyną tutejszego kurzu drogowego

Jeździec ubrany na czarno pojawił się, gdy Nix i Joey zaczęli zatrzymywać się na pokaz i rozpryskiwać żwir wokół. Zabójca zaparkował ciężarówkę na prowizoryczny parking tak, aby być gotowym do szybkiej ucieczki. Człowiek w czerni czekał aż 47 wyjdzie i zejdzie na ziemię. Torby Johnsona miał przewieszone przez lewę ramię i odbiły się, jak zeskoczył

- Jestem Skinner, – człowiek o podłużnej twarzy przedstawił się lakonicznie – Witaj z powrotem w prawdziwym świecie. Bracia już czekają. Za mną

Agent 47 oczekiwał, że Skinner zaprotestuje na widok sześciostrzałowców przypiętych wokół jego pasa, ale patrząc na Glocka, który wystawał z tylnej kieszeni jego skórzanych spodni do kolan, osobista broń była nie tylko tolerowana, ale wręcz oczekiwana. Fakt ten jednocześnie dodał otuchy jak i zmartwił zabójcę, gdy szedł za swoim przewodnikiem, przez białą przyczepę mieszkalną, pokrytym koleinami podjazdem do wyłaniającej się stodoły. Ta, sądząc po łup łup łup łup muzyki, która wydobywała się ze środka tych ruin, była miejscem gdzie odbywało się spotkanie.

Idąc ścieżką 47 porównywał krajobraz ze zdjęciami satelitarnymi, które zostały mu w pamięci. Zwracał głównie uwagę na drogi ucieczki, miejsca mogące służyć jako osłona i kamery porozsiewane tu i tam w budynku

Skinner skręcił w lewo, gdzie stara lodówka została wyrzucona na pastwę rdzy, pokonał spadek terenu, a następnie skinął głową twardzielom rozstawionym po obu stronach dużych drzwi. Oba bandziory miały M16, pistolety i mnóstwo tatuaży. 47 też miał jeden, z wyjątkiem tego, który był elementem przebrania. Kod kreskowy oznaczający zarówno datę urodzenia jak i numer seryjny. Teraz nic nieznaczący, bo jego bracia klony nie żyją, jest trwałym ogniwem wiążącym go z przeszłością

W środku stodoły było chłodniej i ciemniej więc oczy 47 musiały się dostosować do panującego tam mroku, gdy muzyka ucichła i mnóstwo par oczu obróciło się ku niemu. W tym budynku nie było zwierząt od lat, ale ich słaby, piżmowy smród wciąż był wyczuwalny. Kurz uniósł się ku promieniom słońca, świecącym przez dziury w dachu. Były tam okna, ale pokryte brudem, więc większość światła pochodziła z gołych żarówek wiszących u góry. By nadać temu miejscu odświętny styl tawerny, przyozdobiono je chorągiewkami powieszonymi przy krokwiach. Współgrało to z plakatami z piwem Corona obwieszonymi różnokolorowymi lampkami choinkowymi. Reklamy łopotały na wietrze, który wytwarzały dwa przemysłowe wentylatory.

Ale cała wesołość znikała, z powodu zwłok zwisających z krokiew. Ręce ofiary zostały związane z tyłu, a długi kabel oplatał jej kostki. Jej twarz była purpurowa. Lina zaskrzypiała gdy sztuczna bryza owiała zwłoki kołysząc nimi. 47 czuł ciężar licznych spojrzeń tuzina mężczyzn i dwóch lub trzech kobiet, ciekawych jego reakcji.

- Niezłego macie tu osła.- powiedział lekko 47 – kto ma dzisiaj urodziny?*

*( thats a nice pinata you have there – chodzi tutaj o urodzinowy zwyczaj przebijania balonów w kształcie osła – dop. Weasley55)

Nastąpiła cisza przerwana tylko zachrypniętym śmiechem, gdy mężczyzna w dobrze skrojonym, białym garniturze, wyłonił się z mroku. Dobre ciuchy były jednym z niewielu luksusów, na które zabójca mógł sobie pozwolić, więc poznał garnitur od Yves Saint-Laurenta, gdy go zobaczył, nawet jeśli był trochę brudny.

Jak wynikało z danych dostarczonych przez Agencję, ten garnitur był sygnaturą Big Kahuny.. Stylowe okulary przeciwsłoneczne ukrywały oczy szefa gangu, ale reszta jego okrągłej, księżycowatej twarzy była doskonale widoczna, tak samo jak i ciało, mówiące o minionej karierze zapaśnika. Poruszał się zaskakująco lekko i zdawał się unosić nad brudną podłogą, gdy wyszedł aby uściskać nowego przybysza. To był męski uścisk, w trakcie którego ich klatki piersiowe zderzyły się lekko, nim się cofnęli.

Zgodnie z danymi 47, BK i Żniwiarz byli znajomymi i nikim więcej, zabójca musiał o tym pamiętać, jeśli chciał go nabrać.

- Nie widziałem cię od czterech lat, ale wciąż jesteś brzydkim skurwielem – Ryknął czule Kahuna- Co się stało? Przysięgam, że kiedy widzieliśmy się ostatnio byłeś jakieś 30 funtów cięższy.

- Więzienne jedzenie to ****** – Narzekał 47 – ale znowu zaczynam nabierać masy.

- O to chodzi – odparł BK z aprobatą – Potrzebujesz ziemniaków i mięsa! Chodź. Czekaliśmy na Ciebie”

- Więc kto jest gościem honorowym? – spytał zabójca gdy były zapaśnik przeszedł z nim koło zwłok

- Nie znamy jego prawdziwego imienia – odparł BK zgodnie z prawdą – ale Marla wyczuła w nim agenta FBI i miała rację.
47 miał właśnie spytać kim jest Marla gdy kobieta stanęła przy nich.

- Czy ktoś mówił moje imię? – nosiła skórzane spodnie i dobrze w nich wyglądała. Pojawiły się też dwie inne kobiety, obie z ładnymi twarzami i dużym biustem, ale ona się od nich różniła.. Patrzenie w jej zielone oczy przypominało zaglądanie w bezdenną studnię. 47 domyślił się, że to ona była najniebezpieczniejszą osobą w tym pokoju, oprócz niego, rzecz jasna…

Ale jaka była jej rola? Biorąc pod uwagę, że większość członków spotkania stanowili mężczyźni, a inne kobiety były tu w czysto rekreacyjnych celach, ona była zagadką.

- Cześć, jestem Marla – odparła delikatnie, wyciągając rękę – Ty jesteś Żniwiarz. Słyszałam o tobie – jej uchwyt był mocny i zimny.

Uważając, by nie wypaść z roli, 47 przytrzymał jej lodowatą rękę 3 sekundy dłużej, niż było to konieczne i pożerał wzrokiem obfity dekolt.

- a ty musisz być odpowiedzią na moje modlitwy – odpowiedział uroczyście zanim w końcu wypuścił jej rękę.

Ale 47 domyślił się, że Marla nie kupiła tego, gdy Big Kahuna odpowiedział za nią.

- To nie twoja liga, Mel – powiedział potępiająco – więc nie marnuj czasu. – Rozdzielili się gdy jeden ze sługusów Big K zaprowadził 47 ku skórzanym do nowych, skórzanych, kierowniczych foteli, zakupionych na tę okazję. BK zajął swoje miejsce i zaczął spotkanie od męczącej oceny sukcesów współtowarzyszy. Marla stanęła przy jego prawym ramieniu 1 47 zauważył, że cały czas gapiła się na niego.

Ona wiedziała

CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Weasley55
PostWysłany: Pon 19:26, 23 Cze 2008 
Głowa Smoka
Głowa Smoka

Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 543
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5


(Obszerniejszy fragment. Poczyniłem też pewne starania by ustalić w jakim czasie akcja książki się rozgrywa. Enjoy Smile )

A to znacznie utrudniało zabicie jej potężnego kochanka.

Nagranie pojawiło się na 60-calowym płaskim monitorze, ustawionego z jednej strony, gdy sześciu mężczyzn siedzących przy stole omawiało prezentację dotyczącą finansów, podobną do tej, którą widział każdy zarząd. 47 bardziej interesował się ludźmi siedzącymi w koło niego niż tym ile ton trawki grupa przemyciła z Kanady. Sądząc po cygarach połowa z nich miała zapalniczki. Przynajmniej część zysków poszła z dymem

Gdy większość gangu była tym zainteresowana, jedno dosyć paskudne indywiduum zapadło w drzemkę i wkrótce legło twarzą w dół na stole. Zadzwonił telefon i jego właściciel wstał i odszedł aby odebrać rozmowę. Reszta jednak uważała i zadawała od czasu do czasu pytania, rzucające cień wątpliwości na fakty i rachunki Big Kahuny. Jednak władza Big K była widoczna i miał nad nimi mocna przewagę, więc chcąc nie chcąc zgadzali się z odpowiedziami szefa. Przynajmniej na razie

Później, gdy spotkali się ze swoimi gangami, zaczęła się paplania

Pełne 30 minut upłynęło zanim zniknął ostatni kawałek ciasta, a ostatnia butelka zimnego piwa została dostarczona.

- Więc,- powiedział Big Kahuna chcąc podsumować, - Mamy co świętować… Ale stawiamy też czoło problemom. Najważniejszy z nich to walka z Kolumbijczykami, przemycającymi duże ilości koki do kraju w miniaturowych łodziach podwodnych i przebijającymi nasze ceny. Ale pracując razem możemy położyć kres ich wysiłkom. Na to jednak potrzeba pieniędzy, więc, co może być bolesne, trzeba podnieść stawkę.

Po tym oświadczeniu dało się słyszeć chór jęków i małe poruszenie, gdy szefowie gangów wyłożyli na stół kwartalne haracze. Składały się na nie dwie walizeczki pełne ciasno upakowanych weksli, skórzaną sakiewkę w połowie wypełnioną diamentami, pas na pieniądze wypełniony drobinami złota, stos obligacji oraz dwa kilo zabójczego towaru w torbach Johnsona. Towar ten, biorąc pod uwagę apetyt szefa na tego rodzaju rzeczy, BK na pewno spróbuje przed końcem dnia.

Marla przemówiła i w tym momencie wszystko szlag trafił

Przepraszam, - powiedziała łagodnie, - ale zanim to zajdzie za daleko uważam że powinniśmy sprawdzić narkotyk, który położył na stole tak zwany Ponury Żniwiarz. Bo prawdziwy Żniwiarz nie żyje.

Mówią, że prawda sprawia ból pomyślał 47. W tym przypadku zabolała człowieka naprzeciwko niego. Zasadzka się nie udała i jego jedynym wyjściem było wystrzelanie sobie drogi na zewnątrz.

W tym momencie poczuł na sobie wzrok Marli. Trzymał pod stołem jeden z wielkich rewolwerów Johnsona. .357 ożył w rękach 47, rozległo się stłumione bum i motocyklista naprzeciw nie wiedział, co go trafiło, gdy obaj polecieli do tyłu. Różnica polegała na tym, że przywódca gangu był martwy, a 47 żył, przynajmniej na razie

Marla wyjęła Walthera PP spod kurtki i zaczęła opróżniać magazynek w kierunku 47. Na szczęście jeden z przywódców gangu obok 47 wstał w tym momencie i 2 dziewięciomilimetrowe pociski trafiły go w szyję i w głowę. Dzięki małemu nieporozumieniu jeden z ocalałych myślał, że Marla atakuje BK więc wyjął Browninga BMD i zaczął do niej strzelać. Nie trafił jej, ale trafił w głowę BK i okulary byłego zapaśnika spadły. Jego tusza ochroniła go przed upadkiem. Szef stał przez chwilę, jakby myślał co zrobić, zanim zwalił się twarzą w dół na zakurzoną posadzkę.

Marla się wkurzyła, chwyciła Niemiecki półautomat w dwie ręce i zabiła atakującego ją członka gangu dwoma precyzyjnie wymierzonymi strzałami. Jednym w pierś, drugim w czoło, więc kamizelka kuloodporna go nie ochroniła.

Agent 47 nie mógł wymierzyć w Marlę z jego miejsca na podłodze W dodatku jeden. Z motocyklistów wskoczył na stół obładowany kasą i mierzył z góry do niego. Zabójca wycelował w górę i strzelił 2 razy. Jeden trafił faceta ze szczurzą gębą w brzuch, a drugi urwał mu jaja, więc złapał się za krocze spadając na swego zabójcę.

Ale zamiast czekać aż Szczurza Twarz spadnie na niego 47 przekoziołkował w jedną stronę, wstał na nogi i wyciągnął drugiego Colta w samą porę by zobaczyć jak Marla chowa się za mocną belkę. Drzazgi poleciały z drewna, gdy ciężki pocisk przeszedł przez drewno.

Wtedy Marla wystrzeliła z Walthera 2 razy, 47 poczuł że coś drasnęło go w lewe ramię i musiał się obrócić. Mogła go załatwić tu i teraz, gdyby nie Joey. Mając dużo celów do wyboru, motocyklista z M16 zaczął strzelać chaotycznie do wszystkiego co się ruszało.

Gdy karabinek zaterkotał i zaczął wywiewać darń z zakurzonej podłogi, Marla była zmuszona kucnąć i się bronić. Nie trafiła ale jej kontratak zmusił Joey’a do kucnięcia, a jej dał czas na to, by rzucić składanym krzesłem w najbliższe okno. Szkło się rozbiło. Pociski Joey’a zataczały łuki w powietrzu, gdy znowu zaczął ostrzeliwać cały pokój. Marla zaczęła biec i zanurkowała w nowo otwarte wyjście.

Agent 47 zaklął gdy tajemnicza kobieta znikła i zaczął w myślach sprawdzać stan amunicji. Jeden Pyton był pusty. Biorąc pod uwagę że bęben broni Johnsona miał 12 komór, motocykliści nie dadzą mu czasu na przeładowanie.

Musiał wrócić do swojej ciężarówki.

Wyjął więc jeden rewolwer, a drugi odrzucił cofając się do drzwi. Jeden szef gangu był zajęty zbieraniem kosztowności, gdy drugi wykorzystał okazję i strzelił mu w plecy.

Nie trafiając w Marlę Joey obrócił M16 w kierunku 47 i poczuł pocisk rozwalający mu czubek głowy.

Ostre promienie słońca uderzyły w zabójcę, gdy ten trafił w drzwi i wyszedł. Pojawił się Nix. Ściskał w rękach grubą strzelbę i ciężko dyszał.

-Żniwiarz…. Co się do diabła dzieje?

- Ta cizia Marla postrzeliła Big Kahunę,- skłamał 47. – Ale myślę że jeszcze żyje. Wchodź. On potrzebuje Twojej pomocy!

Nix Skinął ochoczo głową. Wbiegł przez otwarte drzwi i zachwiał się gdy grad pocisków 9mm trafił go w nieosłoniętą pierś

Agent 47 odwrócił się i zaczął biec. Szczęk automatu rozległ się z okolic przyczepy, gdy jeden ze strażników Big Kahuny usiłował trafić zabójcę z AK-47

Na szczęście motocyklista nie miał wprawy. Zamiast gonić cel tak jak powinien, głupek wymachiwał bronią naokoło usiłując trafić 47 od tyłu, a że strzelał na automacie, wkrótce zabrakło mu amunicji. Dzięki temu zabójca miał idealną okazję, by się zatrzymać, przykucnąć i wturlać pod wysokopodwoziową ciężarówkę

Agent 47 wyrzucił Pytony by złapać małe Uzi, które były przylepione do ramy pojazdu po czym ściskając pistolety w rękach, uzbrojony zabójca wyturlał się na drugi koniec ciężarówki akurat wtedy gdy idiota z AK47 znowu otworzył ogień. Szklana osłonka rozprysła się i 4x4 zatrząsł się gdy zasypał go grad ołowiu.





Motocyklista podszedł do niego szczerząc zęby i strzelając automatem z biodra. Strażnik myślał, że zbieg uciekł do kabiny, bo sześć 7,62 milimetrowych pocisków odbiło się od drzwi od strony kierowcy. Wtedy właśnie 47 wyszedł z przodu ciężarówki i strzelił serię 3 pocisków z lewego Uzi. Mimo, że był praworęczny od „urodzenia”, personel szpitala psychiatrycznego kazał im używać obu rąk jednakowo Za to 47 był wdzięczny.

Gość od AK-47 był zaskoczony, gdy trafiły go kule i wystrzelił ostatnią serię naboi w niebo, odchylił się do tyłu i poślizgnął na łuskach zanim w końcu upadł.

Zabójca mógłby teraz odejść i bardzo chciał to zrobić, ale wiedział że nie może tego zrobić. Nie bez odzyskania jakiegokolwiek nośnika danych podłączonego do systemu monitoringu. Częściowo by chronić swoją tożsamość, ale także by zdobyć zdjęcia Marli, które mogłyby pomóc Agencji w jej identyfikacji. Musiałby przejść przez otwarty teren, wejść do przyczepy i załatwić każdego na swojej drodze.

Ale wtedy z wnętrza stodoły padł ostatni strzał i upiorna cisza nastała na farmie.

odrzutowiec pasażerski namalował na niebie białą linię, gdy 47 przechodził przez otwarty teren. Muchy bzyczały mu nad głową, gdy otwierał drzwi z siatką na owady. Energiczny biały pies wybiegł mu na spotkanie. Zwierzę ujadało wściekle i kręciło kółka wokół 47, gdy ten otwierał podwójne drzwi do salonu i jego wzrok dostosowywał się do mroku.

Puste puszki po piwie leżały wszędzie. Część silnika motocykla leżała na stoliku do kawy. A wysuszone psie ****** leżało porozrzucane wokół. Światła były zgaszone więc odrobinę jasności zapewniały pęknięcia w zaciemnionych oknach i kreskówki na plazmowym TV. Dźwięk był wyłączony i dlatego zabójca mógł usłyszeć płaczące dziecko. Szedł za dźwiękiem przez brudną kuchnię do pokoju za nią.

Mijając łazienkę 47 przyjrzał się sypialni, która musiała należeć do szefa i zobaczył półnagą kobietę rozciągniętą na ogromnym, zabałaganionym łożu. Sądząc po narkotykowych przyborach rozłożonych wokół, była bardziej nieprzytomna, niż śpiąca. Nasuwało to pewną teorię razem z płaczącym dzieckiem widzącym zabójcę i podnoszącym rączki. Być może dzieckiem Big Kahuny?

- Tak- pomyślał 47 – nie żeby to dużo zmieniało.

Opuszczając wielką sypialnię 47 przeszedł przez brudny kołtun rozłożony w drugiej sypialni, pełniącej funkcję biura. Zamiast wykorzystać czas i zbadać przedmioty na zagraconym biurku, albo poszperać w szafce na dokumenty z trzema szufladami, Agent 47 skupił się na monitorze umieszczonym na taniej podstawce do kwiatów. Obraz pokazywał część wyjazdu na zewnątrz, ale szybko zmienił się na wnętrze stodoły pełnej porozrzucanych ciał, po czym pokazując ten obraz przez jakieś 5 sekund, pokazał inne miejsce. Wszystko to rozbudziło podejrzenia zabójcy, że scena walki w stodole jest nagrana na jakimś odzyskiwanym nośniku danych.

Z tyłu rozległ się brzęk i 47 wyciągnął broń, gotowy do akcji, ale to tylko faks, który nadszedł do Big Kahuny.



Serce waliło mu jak młot gdy szukał schowka – być może komputera albo nagrywarki DVD. Znalazł plątaninę kabli i zakurzone czarne skrzynki, ale nie minęła długa chwila, a zabójca odnalazł także cyfrowy magnetowid i odłączył go.

Potem, chowając mini Uzi do jednej z pustych kabur Johnsona, agent 47 wziął magnetowid pod lewą pachę i wyszedł z biura. Przeszedł koło zawodzącego dziecka i otworzył drzwi do salonu i sięgał ręką, by chwycić klamkę, gdy pies ocalił mu życie.

Gdy zwierzę zaczęło szczekać w drzwiach 47 przecisnął się przez nie bokiem. Ułamek sekundy później usłyszał odgłos strzelby. Coś z podwójną siłą wybiło dziurę wielkości pięści w drzwiach z siatką i ścianie naprzeciwko, wpuszczając światło dzienne za nimi.

Puszczając magnetowid, zabójca chwycił drugie Uzi, gdy stanął na nogi i spojrzał przez jedno z kuchennych okien. Wtedy zobaczył Skinnera. Oceniając po skrzepłej krwi po prawej stronie jego twarzy i chustce zawiązanej na prawym udzie, został ranny podczas bijatyki. Kulał, chciał jednak desperacko zemścić się za to, co tu się zdarzyło.

- Wiem, że tam jesteś! – wrzasnął Skinner –Nie masz dokąd uciekać. Wyłaź i walcz!

47 nigdy nie odrzucał kulturalnych zaproszeń, więc wyrzucił otłuszczoną patelnię przez okno i gdy Skinner skierował strzelbę w tamtą stronę zabójca miał okazję, której potrzebował. Pociski przeszły przez drzwi i wybiły 6 dziur w piersi motocyklisty.

Motocyklista upadł na kolana, jak gdyby modlił się o pomoc, ale nie otrzymawszy odpowiedzi upadł twarzą na oleisty piach.

Pies szczekał podekscytowany i biegał wokół.

Agent 47 schował obydwa pistolety maszynowe, wrócił po magnetowid i zobaczył torbę suchego, psiego jedzenia na kredensie w kuchni. Zabójca wysypał przed wyjściem całą zawartość na podłogę. Psu się to spodobało i zaczął jeść zachłannie, gdy jego dobroczyńca wrócił na parking.

Czerwony Mercedes zniknął, więc prawdopodobnie należał do Marli.

Większość szyby zniknęła z bocznych okien ciężarówki, więc 47 usunął resztę w nadziei że ludzie pomyślą, że ma opuszczone szyby. Dziury po kulach od strony kierowcy nie były jednak tak łatwe do ukrycia. Wszystko co mógł zrobić to wsiąść, położyć magnetowid na siedzeniu obok i odjechać.

Dwoje motocyklistów leżało rozciągniętych przy drodze do pierwszego punktu kontrolnego, gdzie przejechała ich uciekająca Marla.

Równiarka blokowała dalszą drogę, jednak skoro Marla zdołała ominąć machinę swoim Mercedesem, to 47 też mógł to zrobić. Dało się poczuć drobny wstrząs, gdy duże, terenowe opony przejechały przez rów graniczący z drogą.. Słychać było także chwilowy warkot, gdy 47 przydusił silnik i skierował maszynę z powrotem na żwirową drogę.

Potem nic nie stało na przeszkodzie, żeby 47 przycisnął gaz do dechy.


Big Kahuna był martwy, więc misję w sumie można było nazwać udaną., nawet biorąc pod uwagę jak krwawy był jej przebieg. Więc zamiast wziąć kilka dni urlopu , jak na początku planował, musiał wracać do motelu i wylizać się z ran, z których jedna, sądząc po ciągłym bólu w jego lewym ramieniu, była całkiem ciężka.

10 minut później pojawił się na skrzyżowaniu, zahamował, by przepuścić 16-kołowiec i zjechał na dwupasmówkę. Stodoła, silos i farma były stamtąd widoczne, jednak teraz były to już tylko elementy krajobrazu, tak jak sady z jabłkami po obu stronach drogi.

Mimo to, że był w Stanach Zjednoczonych mnóstwo razy, zabójcę nigdy nie przestawało zadziwiać jak duży jest ten kraj. Zabijając cel w Belgii mógł być już kilka godzin później w Wielkiej Brytanii. Jednak tutaj ten schemat się nie sprawdzał i w Stanach zawsze istotne było, aby mieć jakąś bazę.

W tym konkretnym przypadku Agent 47 ulokował się w drugorzędnym motelu na przedmieściach Yakimy w Waszyngtonie. Takim w stylu malutkich, prowadzonych przez rodzinę motelików, zastąpionych przez tanią sieć hoteli w ciągu ostatniej dekady, wciąż jednak spotykanych tu i tam, i wywołujących pobłażliwy uśmiech na twarzy. Były oczywiście wyjątki, jednak większość małych moteli nie wymagała okazania dowodu tożsamości i rzadko miała monitoring. Nie wspominając o tym, że goście mogli zaparkować wóz dokładnie przy drzwiach swojego pokoju.

Jednak zanim 47 mógł powrócić do nieco obskurnego motelu Blackird Inn musiał się pozbyć kilku rzeczy, takich jak ciuchy Mela Johnsona, czy samochód z „nową wentylacją”, więc gdy dojechał do cywilizacji, skręcił w rozwalający się kompleks budynków i zaparkował w najbardziej oddalonym miejscu parkingu. Być może Agencja zabierze go stamtąd nim właściciel parkingu go odholuje. Jeśli nie, koszty ciężarówki zostaną wliczone w wynagrodzenie, które zapłaci osoba, albo osoby, pragnące śmierci BK.

Być może Kolumbijczycy?

Prawdopodobnie, ale to 47 tak naprawdę nie obchodziło.

Odciski palców nie były problemem, gdy wysiadał z pojazdu, bo przez całą akcję miał rękawiczki. Tak samo z DNA, bo agent nie miał zamiaru zostawiać w kabinie żadnych niedopałków papierosów, puszek po napojach, czy zużytych chusteczek. Więc jedyne co musiał zrobić to wyciągnąć zestaw do demakijażu i usunąć zarówno brodę jak i zeschniętą krew z rannego ramienia Zakładając niebieski T-shirt przez głowę 47 zwrócił uwagę na to, by jego lewy rękaw był wystarczająco długi, by ukryć ranę postrzałową. Wrzucił wszystko oprócz ścierki z DNA do plastikowego worka, a ten do torby z siłowni obok pistoletów maszynowych i magnetowidu.

Gdy 47 wychodził z ciężarówki i szedł przez parking wyglądał jak zwyczajny gość w drodze na siłownię. To był na szczęście krótki spacer z kompleksu budynków do motelu. Amerykanie rzadko chodzą pieszo, gdy mogą jeździć. To uczyniło z pieszych dziwadła w tej okolicy, a dziwadła łatwo zapamiętać. Być zapamiętanym przez kogoś było ostatnią rzeczą jaką życzył sobie zabójca.

Czarne Volvo S80 było dokładnie tam, gdzie je zostawił. Przed pokojem 102.Nie wyglądał nie na miejscu w tym teoretycznie biednym przybytku jak Blackird Inn. Ba, nie był nawet najdroższym samochodem na parkingu. Ten zaszczyt przypadł białemu Escalade zaparkowanemu kilka drzwi dalej. Ponieważ każdy w Stanach mógł kupić bajerancki samochód, jeżeli oczywiście nie przeszkadzało mu mieszkanie w lichym mieszkanku.

Znak NIE PRZESZKADZAĆ wciąż wisiał na klamce, ale to nie znaczyło wiele. Więc 47 sprawdził prawie niewidoczną żyłkę, zawieszoną w poprzek framugi. Wciąż tam była. To dobry znak, ale wiedząc jak zdradliwe mogą być przypuszczenia, zabójca z podwójną ostrożnością włożył prawą rękę do częściowo otwartej torby z siłowni, zwisającej mu z prawego ramienia. po czym trzymając pewnie jedno z Uzi obrócił klucz.

W środku słabo oświetlonego pokoju było chłodno. Krótki wypad do łazienki był konieczny, by upewnić się co do tego, co zabójca myślał wcześniej. Wszystko było na swoim miejscu.

Praca wymagała tego, by Agent 47 dostarczył pełny raport Agencji, ale on nie mógł się doczekać prysznica, więc zdecydował, że szefostwo może chwilę zaczekać. Dobrze było zrzucić brudne ciuchy i wejść pod prysznic. Świadomy tego ilu ludzi zabił w łazienkach, trzymał Silverballer kaliber 45 pod ręką, wiedząc że woda nie może zaszkodzić broni z nierdzewnej stali.

Ale nikt nie zaatakował agenta gdy strumień wody obmył jego chude ciało i dostał się do częściowo otwarte rany postrzałowej, która zaczęła kłuć. Stał tam przez chwilę myśląc o Marli, zanim zakręcił wodę i wyszedł z kabiny. Mata była za mała ale zdołała wchłonąć przynajmniej część wody ściekającej mu z nóg, gdy 47 wycierał ciało szorstkim ręcznikiem.

- Kim była kobieta z Waltherem? – zastanawiał się.- I skąd wiedziała o pułapce?

Potem nadszedł czas na wyjęcie apteczki i oględziny rany w lustrze w łazience, przed posmarowaniem ją maścią odkażającą. Potem samoprzylepny bandaż na ranę. Przez lata na jego ciele nagromadziło się wiele rozcięć, otarć i ran kłutych i wiele z tych blizn było widocznych.

Kiedy ta część jego codziennej rutyny była zakończona, ubrany tylko w białe bokserki 47 wrócił do pracy. Blackird Inn nie oferowało łącza internetowego, ale to nie miało znaczenia skoro wszystkie kontakty agenta z Agencją były przesyłane zabezpieczone i zaszyfrowane przez satelitę. Więc łatwizną było przesłanie nagrania z monitoringu na laptopa, podłączenie komórki do komputera i wciśnięcie kilku klawiszy. Słyszał serię piknięć poprzedzonych chwilowym szumem, zanim usłyszał modulowany głos Diany.

Zabójca nigdy nie widział kobiety, do której należał głos, ale wyobrażał ją sobie jako atrakcyjną. Bywały chwile, ciężkie chwile, gdy Diana bywała jego jedynym ratunkiem. Jak jeden z aniołów stróżów, o których mówił Ojciec Vittorio, mogący z niebios pokierować duszę ku bezpieczeństwu. Dlatego właśnie lubił jej głos*

* ( najwyraźniej akcja książki ma miejsce przed wydarzeniami z Blond Money, gdzie widział ją na pewno. Jednak widać że dzieje się po SA a może nawet po Hitman Contracts – te ciężkie chwile o których wspomniano. Jedno pytanie – czy widział jej twarz w samolocie po Hunter and Hunted? Chyba nie – dop. Weasley55)

- Dobry wieczór, 47, - powiedziała jak zwykle Diana. – Jak poszło?

- Kiepsko,- odpowiedział szczerze zabójca – Cel został wyeliminowany ale dopiero po tym jak zostałem wykryty i cała zasadzka się nie udała.

- Przykro mi to słyszeć, - powiedziała uprzejmie Diana. – Nic Ci nie jest?

- Nie mogło być lepiej, - skłamał agent. – przygotuj przekaz satelitarny. Cała akcja została nagrana przez monitoring łącznie z ujęciami kobiety, która mnie rozpoznała.

- Jesteśmy gotowi, - odparła Diana. – Wyślij nam to, co masz.

Wstukał więc komendę w laptopa, odczekał aż wysyłanie dobiegnie końca i zmusił się by zerwać połączenie. Robiąc to zawsze czuł się odcięty od świata, ale taki już był jego los, a także innych jego kolegów po fachu.

Czas wynieść śmieci i poczuł się głodny, więc spędził kolejne kilka minut szykując się do wyjścia. 47 zaczął od ubrania świeżej, białej koszuli, czerwonego jedwabnego krawatu i spodni przed włożeniem ramion do kabury na dwa pistolety. Na to założył garnitur, który dzięki staraniom jego angielskiego krawca, dobrze ukrywał bliźniacze Silverballery i garottę. Czarne skarpetki i dobrze wypastowane buty dopełniły całości. Gdy był ubrany pozostało mu zamknąć swój dobytek w dwóch kuloodpornych walizkach, włączyć wbudowany system antywłamaniowy i wsunąć je pod łóżko. Potem wyszedł z pełnym w połowie workiem na śmieci, zwisającym z ręki.

Otwierając Volvo pilotem, agent 47 wśliznął się do środka, położył worek ze śmieciami na siedzeniu obok niego i odpalił wóz. Dwie minuty później był już na ulicy szukając śmietnika. Nie była to idealna metoda sprzątania, ponieważ jak ktoś włoży coś w te wielkie kubły, ktoś inny może to wyjąć. Ale było to lepsze niż zostawienie tych rzeczy w pokoju.

Śmietniki za restauracjami były najlepsze. Ponieważ ich zawartość zaczynała gnić, smród był tak mocny, że nawet bezdomny ich nie otworzy.

Pozbywając się ubrania Johnsona za Pałacem Z Zielonego Nefrytu, ale nie mając nastroju na obiad w restauracji, Agent 47 kupił parę hamburgerów z pobliskiej knajpki obsługującej kierowców. Jego zdaniem jedzenie kupowane w małych, niezależnych budek z hamburgerami było zawsze lepsze niż żarcie z wielkich restauracji.

Z powrotem w swoim pokoju 47 skakał po kanałach dopóki nie trafił na mecz piłkarski. Nie dlatego że obchodził go wynik, ale dla rozrywki, gdy odpakował hamburgery i zjadł kolejny samotny posiłek.

Który? Setny? Tysięczny?

Nie ma sposobu by się tego dowiedzieć.

W końcu mecz się zakończył. Więc rozebrał się i powiesił ubranie w szafie. Potem przygotował się do snu na podłodze. Był świadomy faktu, że jeśli drugi zabójca otworzy drzwi, pierwsze co zrobi to wpakuje kilka kulek w łóżko. Więc zamiast ryzykować zrobił posłanie na podłodze, gdzie pierwsze strzały włamywacza go nie dosięgną. Twardo, ale nie gorzej niż prycza na której spał w młodości.

Silverballery podziałały uspokajająco. Zasnął 5 minut później

Koniec rozdziału II CDN


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Weasley55 dnia Pon 19:36, 23 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Weasley55
PostWysłany: Wto 15:39, 24 Cze 2008 
Głowa Smoka
Głowa Smoka

Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 543
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5


Rozdział III

SEATTLE, WASHINGTON, USA

Gdy Marla zaparkowała Mercedesa w podziemnym garażu i weszła do dobrze wyposażonej windy, agentka Puissance-Treize czuła coś, czego nie odczuwała często.

Bała się.

A miała powód. Po awansie na Szefa Sektora Asystentów i przeniesieniu na północny zachód Pacyfiku miała za zadanie pozbyć się agenta FBI z organizacji Big Kahuny i bronić jej szefa przed zabójcami. Powodziło się jej do momentu gdy chciała zlikwidować zabójcę. Wtedy wszystko poszło bardzo źle i ludzie zaczęli umierać, łącznie z człowiekiem, którego miała chronić. Marli tak naprawdę to nie obchodziło. Ci co umarli bez wątpienia zasłużyli sobie na to, ale nie na jej warcie.

Teraz Marla była w drodze na spotkanie ze swoim nowym szefem, panną Kaberov, kobietą o ostrym spojrzeniu, która na przekór swojej eleganckiej powierzchowności była członkinią przerażającego KGB. Rosyjskiego Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego. Zanim Puissance-Treize ją przejęło. Dlatego Marla wychodząc z windy, przechodząc przez pięknie ozdobiony korytarz i otwierając prywatny klub, czuła się jakby uncja płynnego ołowiu zalewała jej żołądek.

Restauracja nazywała się Obrzeże Pacyfiku i słynęła z rozległego widoku na Zatokę Elliotta w Seattle oraz na zaśnieżoną Górę Olimpijską za nim. Sztywny kierownik przybył jej na powitanie i poprowadzić ją do bezkompromisowo najlepszego stolika w restauracji. Tam siedziała Kaberov, patrząc na błyszczącą zatokę i rozmawiając przez telefon. Statek wycieczkowy wypłynął z pobliskiego doku i skierował się na Alaskę, a zielono biały prom cumował gdy Marla podeszła blisko do stołu.

Włosy jej szefowej były zawiązane w ciasny kok. Wyglądała stylowo w prostym stroju z niebieskiej dzianiny od St Johnsa. Stylowa złota biżuteria i torebka uzupełniały strój. Marla, ubrana w dwuczęściowy szary garnitur i parę kolorowych butów Pikilino czuła się niemodnie ubrana w porównaniu do niej.

Wreszcie ignorując Marlę około dwie minuty, starsza kobieta zamknęła telefon z klapką i spojrzała na swojego gościa lodowatymi niebieskimi oczami.

- Możesz usiąść

To było krępujące stać tam jak dziecko i czekać aż pozwolą ci usiąść, więc ulgą było w końcu zając miejsce.

- Rozmawiałam przez telefon z Ali bin Ahmedem bin Saleh Al-Fulani- powiedziała Rosjanka głosem ściszonym tak, że tylko Marla mogła ją usłyszeć.- Wbrew wystarczającym dowodom, mówiącym co innego, twierdzi że zwykle jesteś całkiem kompetentna i nalega byś dostała drugą szanse. Nie jestem taka pewna…. Chyba że znajdziesz sposób by mnie przekonać –

Marla odpowiedziałaby, ale formalnie ubrany kelner wybrał akurat ten moment, by przeszkodzić i Kaberov zamówiła coś dla nich obu. Marla odmówiła by, gdyby jej fundatorem był ktokolwiek inny. Ale w tym przypadku była skłonna znieść wszelkie poniżenie, by uniknąć wyroku śmierci. Ponieważ Puissance-Treize mogła być bardzo hojna dla solidnych pracowników, ale nie tolerowała porażek.

- Więc,- zaczęła Kaberov. Jej Angielski był bardzo dobry mimo drobnego rosyjskiego akcentu. – Czytałam Twój raport i byłam zdziwiona, jak bardzo był obiektywny. Nie spróbowałaś ukryć swojej niekompetencji ani uniknąć odpowiedzialności za to, co można nazwać tylko katastrofą. Wiedziałaś kto nadchodzi, kiedy się pojawi i co planuje zrobić. Jednak Ty przyjęłaś rutynowe zlecenie i zamieniłaś w wielką klęskę. Teraz. Kiedy miałaś czas na przemyślenie tego co zaszło, powiedz co poszło źle. –

Marla poczuła że coś utkwiło jej w gardle i usiłowała to przełknąć.

- Z perspektywy czasu zdałam sobie sprawę, że powinnam ostrzec Big Kahunę i jego ochronę zanim pojawił się zabójca Agencji. –

Kaberov przytaknęła.

-Chciałaś zaszpanować. Pokazać wszystkim jak wszechmocna jesteś, a to Dużo Cię kosztowało… Gorzej. Kosztowało nas. Na szczęście świadkowie są martwi z jednym wyjątkiem. Ktoś wziął nagranie z monitoringu. Czy to Ty?

- Tak,- skłamała Marla gładko. – Zniszczyłam je.

- Dobrze, – przyznała Kaberov niechętnie. – Wreszcie jakaś rzecz zrobiona kompetentnie, chociaż powinna się znaleźć w raporcie. W każdym bądź razie biorąc pod uwagę ilość znalezionych ciał, to jasne że Agent 47 uciekł. A jego eliminacja była prawdziwym powodem przysłania Cię tutaj.

Mogłaby coś dodać, gdyby nie pojawił się kelner z czymś, co okazało się być doskonałą sałatką z kurczaka, bułkami i mrożoną herbata. Zamiast kontynuować konwersację, Rosjanka zmieniła temat na analizę jesiennej mody, a na ten temat Marla wiedziała bardzo mało, ale i tak wolała rozmawiać o tym niż o „Masakrze w Yakima” jak CNN to określało.

Ale rozmowa o ciuchach dobiegła końca gdy zabrano talerze i Kaberlov wyjęła z torebki małe, ostrożnie zawinięte, złote pudełko

- Tutaj,- powiedział Szef Sektora pokazując przedmiot Marli – prezent dla Ciebie –

Gest był totalnie nieoczekiwany i Marla nie wiedziała co powiedzieć, przyjmując podarek.

- Dalej – nalegała Kaberov. – Otwórz

Więc Marla usunęła czerwoną wstążkę, otworzyła zatrzaski trzymające obydwie części pudełka i podniosła pokrywę. Wewnątrz idealnie dopasowanej, aksamitnej wnęki był pojedynczy pocisk kalibru 45. Nabój był dobrze wypolerowany i zdawał się lśnić, jak gdyby oświetlony od wewnątrz.

Rosjanka czekała aż Marla się napatrzy.

-to część pasującego do siebie zestawu, - wyjaśniła słodko starsza kobieta – i jak znowu coś spieprzysz dostaniesz drugi pomiędzy oczy.

KONIEC ROZDZIAŁU III CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Weasley55
PostWysłany: Śro 15:24, 25 Cze 2008 
Głowa Smoka
Głowa Smoka

Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 543
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5


Rozdział IV

YAKIMA, WASZYNGTON, USA

47 zerwał się, spojrzał na zegarek na rękę i zobaczył, że była 5:58 rano.

Budzenie się bez budzika była jedną z wielu umiejętności jaką musiał opanować w młodości. By uniknąć ciosu jedną z „Pałek pamięci”, które nosił personel szpitala, trzeba było obudzić się kilka sekund wcześniej i jasno to zasygnalizować.

Więc 47 usiadł, położył Silverballery obok na łóżku i wstał. Poranne światło przechodziło przez zasłony, a drzwi samochodu trzasnęły na parkingu. Przeszedł kilka kroków z jednej strony łóżka na drugą, gdzie ledwo starczyło mu miejsca na poranne ćwiczenia. Dywan był zniszczony i brudny, ale widział gorsze.

Po stu pompkach i dwustu przysiadach i reszcie jego rutyny, otworzył łazienkę z pistoletem w ręku. Automat wylądował na spłuczce, gdzie można go było łatwo dosięgnąć.

Po umyciu zębów i prysznicu 47 szykował się do golenia. Wyjął brzytwę z apteczki. Brzytwa została zrobiona z nierdzewnej stali, z francuskim ostrzem, w razie potrzeby mogącym służyć jako broń.

Żel był chłodny gdy 47 rozsmarowywał go po policzkach, a brzytwa ze zgrzytem rzeźbiła sobie drogę przez jego wąsy. Skończył 5 minut później.

Następnie musiał się zabrać do naprawdę ciężkiej roboty, jaką było usunięcie wszystkich dowodów z pokoju hotelowego. Jeśli ktoś go śledził, nie było sensu mu tego ułatwiać. To dlatego rutynowo wszystko wycierał i dwa razy opłukał wszystko, co mogło zawierać jego DNA i szukał zagubionych skarpet, zdradliwych rachunków i zagubionych magazynków. Kiedy pokój był czysty założył białą koszulę, jego znak rozpoznawczy - czyli krawat, kaburę na 2 pistolety i czarny garnitur z pasującymi do niego butami.

Jeden był zdarty. Szybka polerka go naprawiła.

Potem, zerkając przedtem na parking przez okno, Agent 47 zaniósł dwie, identyczne walizki do Volvo i wsadził do bagażnika. Płacąc najpierw za pokój, nie jadł wcześniej śniadania, które zwykle uważał za najważniejszy posiłek dnia.

We Francji była to kawa, herbata albo gorąca czekolada z bagietką lub bułeczką. Posiłek, któremu brakowało może substancji odżywczych, ale był lepszy niż jajecznica, kiełbasa i grzyby, które czasami serwowano w Wielkiej Brytanii.

Dlatego 47 wolał jeść śniadanie w Stanach Zjednoczonych, gdzie mógł wybrać z szerokiego wachlarza możliwości. Włączając także lokalne specjały jak herbatniki z sosem czy jajecznica w stylu rancza.

Nie obchodziły go sieci fast-foodów. Zawsze szukał tych jedynych w swoim rodzaju restauracji, które odwiedzają miejscowi. To była ryzykowna strategia bo w takich miejscach jest bardziej zauważalny niż np. w MacDonaldzie, ale trzeba pamiętać o tym, że większość wielkich sieci Fast-foodów ma monitoring i system antywłamaniowy.

Wszystkie te warunki zaprowadziły 47 do Miedzianej Kuchni, knajpy ulokowanej przy ruchliwej ulicy. Parking był prawie pełny, co stanowiło dobry znak.

Agent 47, swoim zwyczajem, wycofał Volvo na miejsce parkingowe, z którego mógł szybko odjechać i zlokalizował tylne wyjście zanim poszedł przez parking do frontowego wejścia. Przy wejściu był stojak z gazetami, więc przystanął by kupić egzemplarz Yakima Herald- Republic i wszedł za człowiekiem w ogrodniczkach do restauracji. Farmer usiadł przy mocno podniszczonej ladzie a 47 zobaczył najbardziej oddalony stolik po lewej, zaraz obok kuchni. To było miejsce, którego starała się unikać większość klientów, ale jemu pasowało.

- Poproszę stolik, - powiedział, gdy kobieta z siwymi włosami podeszła, aby go ugościć. – Ten z tyłu wygląda nieźle.

Kobieta mechanicznie skinęła głową, chwyciła plastikowe menu ze stojaka przy kasie i poprowadziła zabójcę do stolika z dwoma krzesłami.47 Wybrał to ustawione plecami do ściany i zapewniało dobry widok na frontowe drzwi. Drzwi kuchenne, mogące służyć jako drugie wyjście, były zaraz po lewej. Zgodnie z nazwą restauracja była udekorowana wszelkiego rodzaju miedzianym sprzętem kuchennym leżącym na półkach, zwisającym z sufitu i przykręconym do ścian.

Następne 5 minut spędził na wybieraniu niezbyt zdrowego śniadania z długiej listy dań w menu z Miedzianej Kuchni. Zamawiając dwa smażone jajka, ziemniaki z cebulą w stylu country i plasterek świeżego bekonu, zaczął przeglądać gazetę. Nagłówek głosił RZEŻ W ZAGRODZIE dużymi, wyraźnymi literami. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności opis wydawał się odpowiedni. Społeczeństwo nie miało żadnego powodu by opłakiwać złodziei, handlarzy narkotyków i zabójców, którzy zostali zabici na farmie.

Agent 47 właśnie zaczął czytać artykuł, gdy frontowe drzwi się otworzyły i mężczyzna, który wszedł zwrócił jego uwagę. Miał delikatnie zaczesane czarne włosy, euroazjatycką urodę i stał na godzinie dziesiątej bądź jedenastej. Jego ciuchy były podobne do ubrania, które nosił zabójca, z wyjątkiem tego, że jego garnitur był ciemnoniebieski w szare prążki. Mimo, że 47 nigdy go nie widział, tak samo jak nie widział Marli przed spotkaniem w stodole, instynktownie rozpoznał w przybyszu kolegę po fachu.

Miał już rękę w garniturze i przygotowywał się do opuszczenia stolika, gdy nieznajomy zobaczył go i…

Pomachał mu ręką.

W tym momencie zabójca mógł zostać i zaryzykować, że mężczyzna w prążkowanym garniturze został wysłany przez ludzi Big Kahuny, albo przykucnąć i uciec. Ale dokąd uciec? Prosto w pułapkę zastawioną na parkingu? Nie wiadomo.

Wreszcie, jak to często bywało, zaufał przeczuciu. Pozostał więc tam gdzie był a przybysz usiadł na krześle naprzeciwko niego. Miał żółto-brązowe oczy, prosty nos i niesamowicie białe zęby. Błyszczały gdy się uśmiechał.

- Dzień dobry!- powiedział serdecznie. – Zauważyłem, że tylko jedna Pańska ręka jest na widoku. Czy to oznacza to, co myślę?

- Oczywiście - odparł ostrożnie 47. – Czego się spodziewałeś?

- Co najmniej tego – odparł tamten uczciwie.

W tym momencie pojawiła się kelnerka, położyła zamówienie 47 na stół i zgodziła się przynieść filiżankę kawy mężczyźnie o żółto-brązowych oczach.

- Więc, – powiedział zabójca gdy kobieta odeszła – Kim jesteś?

-Nazywam się Niu, - odpowiedział mężczyzna z idealnym uzębieniem – Pracujemy dla tej samej organizacji. Różnica polega na tym, że ja jestem z zarządu, a Ty jesteś pracownikiem.

-Naprawdę?- spytał 47 sceptycznie. – Dlaczego powinienem Ci uwierzyć?

- Ponieważ ja wiem jak ważny jest dla Ciebie numer 640509040147, - odparł Nu poufnie. - Jedz. Jedzenie Ci stygnie.

Ta informacja była szokiem. Tylko ktoś z Agencji znał ten numer seryjny. Ten, który został nadany zabójcy 5 września 1964 roku. Ale nawet gdy Nu potwierdził, że jest tym za kogo się podaje, 47 trzymał Silverballer wymierzony w jego brzuch. W lewej ręce, którą mógłby jeść śniadanie.

- Dobra,- zgodził się zabójca. – Przypuśćmy, że jesteś tym, kim mówisz że jesteś. Co cię sprowadza do Yakima?

- Twój najnowszy raport, - odparł, gdy kelnerka pojawiła się z kawą. Po czym gdy znikła dodał. – Obejrzeliśmy nagrania z monitoringu. Całe kierownictwo doszło do jednego wniosku. Kobieta, zwąca siebie Marla, nie tylko wiedziała że przybędziesz, ale wiedziała także, że celem jest Big Kahuna i znała sposób, jakim miałeś go zabić.

Agent 47 popił jedzenie letnią kawą nim odstawił filiżankę.

- Co oznacza?

- Co oznacza by ktoś znalazł sposób by spenetrować naszą organizację, - odparł Nu ponuro. – Dział personalny będzie miał na oku świeżo przyjętych najemników, a jeśli to nie zadziała rozszerzymy nasze śledztwo.

- To ma sens, - zgodził się zabójca ostrożnie, wycierając usta papierową serwetką. – Ale co dalej? Jeśli wtyczka istnieje… Kto stoi za nią?

- Chcemy żebyś się tego dowiedział, - odparł ponuro kierownik. – Wiemy dla kogo Marla pracuje, więc od tego zaczniesz. Wszystko co mamy jest tutaj, - odparł Nu na zakończenie przesuwając Pendrive po powierzchni stołu.

- W porządku – powiedział 47 płasko, biorąc urządzenie - Zajmę się tym.

-Wiemy – odpowiedział kierownik szykując się do wyjścia – Musimy znaleźć tą osobę i to szybko.

- Jeszcze jedno – dodał 47 – gdzie jest nadajnik GPS? W samochodzie? A może w komputerze?

- Ja to wiem - odpowiedział Nu szczerząc zęby – A Ty się musisz dowiedzieć! – Z tymi słowami zniknął.

Agent 47 poczekał aż tamten wyjdzie frontowymi drzwiami, zanim schował Silverballera do kabury i skończył posiłek. Potem nadszedł czas na zapłacenie rachunku, wyjście z restauracji i szukanie Marli.

CDN


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Weasley55 dnia Sob 23:35, 19 Lip 2008, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Weasley55
PostWysłany: Sob 21:34, 28 Cze 2008 
Głowa Smoka
Głowa Smoka

Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 543
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5


SEATTLE, WASZYNGTON, USA

Dzięki swoim położeniu przy wodzie i niedaleko od góry Olimpic i Cascade, Seattle było pięknym miastem. Zwłaszcza w ciepły, słoneczny dzień, gdy wszelkiego rodzaju mało łodzie były na jeziorze, na północ od centrum.

Był późny poranek gdy 47 pojawił się i zaczął polować na swój cel. To zawsze było wyzwaniem, ale teraz, gdy cel jest uzbrojony i ma co najmniej trzy zabójstwa na koncie, jest jeszcze trudniej. Ten wynik, mimo że nie imponujący jak na standardy 47, kwalifikował agentkę Puissance-Treize jako godnego przeciwnika.

Zgodnie z informacjami z Pendriva jako kontroler ( osoba, która wydaje rozkazy zwykłemu zabójcy) była pośrednio odpowiedzialna za ponad tuzin zleceń. Naprawdę nazywa się Cassandra Murphy. Zgodnie z danymi dostarczonymi przez Nu urodziła się w Belfaście i ma 36 lat.

Dodatkowym utrudnieniem jest to, że będzie musiał umieć ją kontrolować, zanim się z nią skontaktuje, a to będzie trudniejsze niż zwykłe zastrzelenie jej. Zgodnie z informacjami, które otrzymał, cel żył obecnie na łodzi mieszkalnej, zacumowanej w Lake Union. Lata temu było więcej pływających domostw, ale przepisy rządowe i wymogi ekonomiczne zredukowały wodną społeczność do kilkuset wodnych domów w jeziorze i sąsiadującej Zatoce Portage.

Nie wiadomo jak szefowie 47 śledzili ruchy Marli przed masakrą, w Yakima, ale nie był żadnych wątpliwości dlaczego. Agencja rutynowo śledziła każdego zatrudnionego przez konkurencję. Zwłaszcza tych mających powiązania z Puissance-Treize.

Gdy szedł boczną uliczką w kierunku wybrzeża i małego parkingu, obsługującego mieszkańców łodzi, kilka problemów od razu stało się widocznych. Po pierwsze płot i brama przeciwcyklonowa, postawiona by uniemożliwić złodziejom, zwiedzającym i innym osobom niepożądanym dostanie się do doku. Po drugie fakt, że to miejsce było tak odsłonięte, że nie było tam miejsca, z którego zabójca mógłby bezpiecznie obserwować poczynania celu, zanim wykona swój ruch.

Czerwony mercedes był zaparkowany na parkingu i mimo ze zabójca nie miał okazji zapamiętać tablicy rejestracyjnej, mógłby przysiąc że to ten sam wóz, który widział przed stodołą w Yakimie. Cienka patyna kurzu zdawała się potwierdzać tą teorię. 47 zawrócił i opuścił to miejsce.

Było już prawie ciemno o tej porze, światła uliczne były włączone, a pomarańczowe słońce chowało się za Górę Olimpijską, gdy zabójca szukał noclegu. Nie było żadnych małych motelików na przedmieściach, ale 47 trafił na obskurny hotel na zachód od jeziora. Spełniał wszystkie jego wymagania. Zgodnie ze znakiem w lobby podróżni mogli wynająć pokój na godzinę, dzień, tydzień, lub miesiąc. Wynajął więc pokój jako Metzger, zapłacił za 5 dni pod rząd i wniósł swoją walizkę do pokoju na drugim piętrze.

Drzwi otworzyły się ukazując klaustrofobiczne wnętrze aż za bardzo przypominające inne pokoje hotelowe, w których mieszkał przez lata. Dość wczesna godzina, razem z rytmicznym łup łup łup łóżka uderzającego o ścianę w sąsiednim pokoju, sugerowały że jego sąsiedzi skorzystali z godzinowej taryfy hotelu.

Energiczna para wciąż sobie używała, gdy 47 wyszedł po chwili, wracając do Volvo.

Jego pierwszym zadaniem na wieczór było znalezienie jadalni blisko jeziora. To było łatwe, biorąc pod uwagę masę restauracji na jego południowym brzegu. Gdy szukał miejsca do parkowania natknął się na firmę, która zajmowała się konserwacją drewnianych łodzi. Oferowała także kilka sztuk do wynajęcia

-To może się przydać – pomyślał.

Zapamiętując godziny jej otwarcia, 47 poszedł na wschód, skręcił w kompleks sklepów na wybrzeżu i wszedł do luksusowej restauracji. Jak można się było spodziewać, wnętrze było utrzymane w morskim stylu, menu zawierało owoce morza, a kelnerzy nosili niebieskie koszule, białe spodnie i buty odpowiednie na pokład statku.

47 zamówił łososia i szklankę wody z lodem i usiadł czekając. Za oknami było ciemno więc nie miał nic innego do roboty, tylko obserwował ludzi siedzących wkoło niego. Indywidua, których egzystencja skupia się na pracy w biurze, dziurawych dachach i wymagających dzieciach. Wszystko po to by kogoś przechytrzyć, albo być wyzyskiwanym. Nieprzewidywalne obiekty, mogące zablokować strzał, wystrzelony do drugiego zabójcy, lub gdy zajdzie taka potrzeba posłużyć jako osłona

47 zaprzyjaźnił się kiedyś z jedną żywą istotą. Nie z człowiekiem, ale z myszą żyjącą w ścianie przy jego łóżku, pojawiającą się każdej nocy by zbierać okruszki, które przynosił młody chłopak z biednej kuchni szpitala. Mimo, że mysz nie była nigdy do końca oswojona, gapiła się na swojego dobroczyńcę paciorkowymi oczami i jadła każdy smakołyk, który jej dał.

Przyjaźń trwała około miesiąca, ale gwałtownie dobiegła końca, gdy 47 wrócił jednego wieczoru i znalazł martwą mysz, leżącą w poprzek jego poduszki. Jej główka była oblepiona zeschniętą krwią, a oczy szkliste. Wtedy jeden z jego klonów wybuchnął śmiechem, a reszta dołączyła. Więź pomiędzy 47, a jego zwierzakiem zakończyła się tak, jak musi zakończyć się każdy związek. Śmiercią.

- Oto pański łosoś, sir – powiedział damski głos, a 47 powrócił do teraźniejszości gdy jego jedzenie się pojawiło. Było lepsze niż się spodziewał.

Noc w motelu nie.

Padało gdy zabójca wstał następnego ranka.

Seattle było znane z deszczu, który często manifestował swoją obecność sporadyczną mżawką, ale to nie były żarty. Wycieraczki Volvo delikatnie ślizgały się po szybach gdy jechał do lokalnej restauracje Denny’ego, która z braku małych knajpek musiała wystarczyć. Po „hucznym” śniadaniu czas powrócić do firmy od drewnianych łodzi, zaparkować sedan i pójść do doku.

Klasyczne drewniane łodzie były zacumowane na prawo i lewo. Deszczówka rozlewała się po pokładach wielu z nich. Hydroplan zaryczał lecąc pomad głowami i wykonując ładne, dwuczęściowe lądowanie na stalowoszarym jeziorze. Jeden z floty samolotów, przewożących ludzi do i od Wysp San Juan 80 mil na północ.

Skręt w lewo, skręt w prawo i krótki spacer doprowadził 47 do cedrowego budynku z tabliczką ŁODZIE. Drzwi do biura były otwarte i z wyjątkiem jednego pracownika pokój był pusty. Nic w tym dziwnego zważywszy na porę dnia i pogodę.

-Dzień dobry – powiedział z uśmiechem. Pracownik stojący za biurkiem miał około trzydziestki i nosił baseballową czapkę z napisem USS PONCE LPD 15 ( nie wiem jak to przetłumaczyć. Ponce to sutener, ale nie wiem co zrobić z resztą – dop. Weasley55) wyszytym z przodu. Resztę jego ubrania stanowiła ubrudzona farbą bluza i workowate spodnie khaki.
- jestem Hal – kontynuował dobrodusznie – Co mogę dla Pana zrobić?

- Chciałbym wynająć łódź – odpowiedział 47

- Cóż, ma pan z czego wybierać – powiedział pracownik – czego Pan sobie życzy?

- Czegoś lekkiego – odparł zabójca – czym można łatwo wiosłować

- Więc mam coś odpowiedniego – powiedział z przekonaniem – Za mną

Pracownik wykazał się duża wiedzą o drewnianych łodziach i kiedy 47 wybrał parę wioseł i kamizelkę, wiedział już wszystko o jednostce, którą miał wynająć. Długa na 12 stóp Whitehall ( tu w sensie modelu łodzi – dop. Weasley55) został początkowo zaprojektowany jako jednostka pływająca w obrębie wybrzeża Nowego Jorku. Whitehalle zostały dopuszczone do użytku w 1840, bo były szybsze niż pozostałe jednostki na wybrzeżu. Whitehalle były uwielbiane przez marynarkę i gońców, wypływających by spotkać inne statki i wskazywać drogę na ląd wilkom morskim

Hal popatrzył jak 47 odpływa, po czym skręcił zadowolony, że jego klient był kompetentny i wrócił do biura.

47 daleko było do eksperta, ale wiedział jak wiosłować i był zadowolony sposobem, w jaki łódź przechodzi przez wodę, gdy wyjął wiosła. Mimo mroźnego powietrza i ciągłego deszczu, nie minęła chwila, a zabójca zaczął czuć ciepło. Schował więc wiosła na pokład, pozwolił płynąć Whitehallowi wzdłuż wybrzeża i zdjął kamizelkę przeciwdeszczową. Teraz był w niebieskiej, nylonowej bluzie, białych spodniach i pasujących butach. Silverballery były niewidoczne pod zapiętą bluzą. Jego garotta i strzykawka z bardzo silnym środkiem usypiającym były schowane w plecaku obok niego.

Bez kamizelki było lepiej i Agent 47 szybko odkrył, że sprawia mu przyjemność ćwiczenie, gdy zaczął gładko przyspieszać, kierując łódź na północ. Wiatr poruszał powierzchnią jeziora, a łódka wydawała delikatny odgłos uderzenia, gdy trafiała na okazjonalne małe fale. Łódź powoli przepłynęła przystań, suchy dok i molo, gdzie były zacumowane trzy statki Narodowej Administracja Oceanu i Atmosfery.

Woda ściekała z czubków wioseł 47 i zostawiała okrągłe ślady na łodzi, gdy łódka zbliżała się do statków mieszkalnych niedaleko. To było naturalne, że ten kto tu był rzucał okiem na pływające domy. Gdy zabójca zaglądał co jakiś czas przez lewe ramię, nie było sensu się z tym kryć. Pierwszą rzeczą, którą zauważył było to, że wodne mieszkania miały różne kształty i rozmiary. Niektóre były długie i jednopoziomowe, a inne miały drugą kondygnację i były bardziej przestronne wewnątrz. Prawie wszystkie były dobrze utrzymane, a wiele z nich miało kosze wypełnione kwiatami.

Jeden dom szczególnie interesował agenta, ponieważ znajdował się na końcu doku, dokładnie po drugiej stronie domu, w którym mieszkał cel. Starsza kobieta przykucnęła na jego pokładzie, pielęgnując czerwone, jasne geranium w skrzynce, gdy 47 podpłynął do jej jednopoziomowej łodzi.

- Pani róże są bardzo ładne – powiedział gdy odległość pomiędzy nimi zmalała – Czym je Pani nawozi? – przez cały czas rozmowy, obserwował dom celu, ale nie zauważył żadnego znaku aktywności.

Nawet w taką pogodę kilku wioślarzy wypłynęło na jezior i kobieta musiała być przyzwyczajona do takich komplementów, bo nie zaniepokoiła się gdy nieznajomy położył jedno z wioseł na jej drewnianym pokładzie. Nazywała się Grace Beasley, kosmyki jej siwych włosów wystawały spod niebieskiego, przeciwdeszczowego kapelusza, który jej zmarły mąż tak bardzo lubił nosić podczas golfa. Jej oczy były jak turkusowe płatki w oczodołach z pomarszczonej skóry. Jej odzienie stanowiły koszula w kratę i czarne spodnie.

- Używam zwykłego nawozu – Odparła pani Beasley – najważniejsze żeby odciąć zwiędłe kwiaty. Wtedy znowu kwitną.

- Cóż, to rzeczywiście działa – przyznał 47 – Swoją drogą, mogę się napić wody? Powinienem zabrać swoją, ale zapomniałem, a z powrotem do doku jest daleko.

Prośba wydawała się wystarczająco niewinna, więc pani Beasley odparła – Tak, oczywiście, zaraz wrócę – przeszła przez rozzuwane szklane drzwi prowadzące do wygodnego salonu i małej kuchni pokładowej za nim.

Chwilę później znalazł ją, wyjmującą zimną wodę z lodówki. Duża ręka zamknęła jej usta. Pani Beasley próbowała krzyknąć, poczuła, że coś ukłuło ją w szyję i natychmiastowo zaczęła spadać.

47 złapał nieprzytomną kobietę i zaniósł ją do pojedynczej sypialni, gdzie położył ją na solidne łóżko. By uzyskać wątpliwą pewność, że pozostanie unieruchomiona przez odpowiednio długi czas, związał jej nadgarstki i kostki jej własnymi nylonowymi pończochami. Zadowolony, że starsza kobieta nie jest w stanie dokądkolwiek pójść, zajął się prawdziwym zadaniem, które polegało na wejściu na sąsiednią łódź i ucięciu sobie pogawędki z właścicielką.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić pomyślał, ponieważ celem też była zabójczyni. Na pewno miała na miejscu mnóstwo zabezpieczeń. Tak jak on.

Więc 47 zgasił światła w salonie, ale zostawił wszystko inne na swoim miejscu, wiedząc że najlżejsza zmiana w obyczajach starszej pani może zwrócić czyjąś uwagę.

Najpierw delikatnie przesunął, to co kiedyś było ulubionym krzesłem pani Beasley, przestawiając je tak, że ktoś musiałby przycisnąć nos do szklanej szyby, żeby zobaczyć, jak czeka.

Wreszcie, po godzinie, zabójca był pewny dwóch rzeczy. Po pierwsze że cel nie ma żadnych strażników do obrony – jego pozycja pozwoliła mu widzieć wyraźnie łódź i teren wokół, i nawet najlepszy ochroniarz dałby jakiś znak życia, zwłaszcza wewnątrz małej, związanej ze sobą, wodnej społeczności. Nie było też kamer. Miało to sens biorąc pod uwagę jej względnie niską pozycję w Puissance-Treize

Po drugie, biorąc pod uwagę porę dnia i zupełny brak ruchu na drodze, zabójca nabrał pewności, że celu nie ma w domu. To mógł łatwo sprawdzić, wychodząc na parking, ale nie chciał ryzykować, bo jeden z mieszkańców mógłby go zobaczyć wychodzącego z domu starszej pani.

CDN


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Weasley55 dnia Sob 21:36, 28 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Weasley55
PostWysłany: Pon 13:26, 30 Cze 2008 
Głowa Smoka
Głowa Smoka

Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 543
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5


( Takie fragmenty jak ten tutaj to siła tej książki. Agent 47 nie jako rozmemłana i zakochana pierdoła jak w filmie, ale prawdziwy, zimny zabójca. Enjoy)

Więc wszystko, co mógł zrobić to czekać, aż cel wróci i wykonać swój ruch w trakcie krótkiej chwili, gdy jej drzwi frontowe będą otwarte, a ona nie będzie spodziewała się ataku. Zamykając bramę za nią i będąc w pobliżu własnego domu cel będzie się czuł bezpiecznie.

Mając gotowy plan sprawdził dla pewności, czy drzwi frontowe łodzi otworzą się gładko. Whitehall był ukryty za łodzią pani Beasley, z dala od wzroku innych.

Pozostało tylko czekać.

Opłaciło się to 45 minut później, kiedy cel pojawił się w doku, niosąc dwie torby z zakupami. Umieściła jedną z nich na ławce przy drzwiach, wyjęła klucz, wsadziła go w zamek i obróciła w prawo. Słychać było kliknięcie, gdy zapadka odskoczyła. Złapała za klamkę i lekko popchnęła drzwi. Zdradziecki dźwięk alarmu przeciwwłamaniowego dobiegł z kuchni. Znaczyło to, że miała tylko kilka chwil na wprowadzenie numeru PIN zanim firma ochroniarska dostanie wezwanie, żeby sprawdzić, co u niej.

W tym momencie agentka Puissance-Treize usłyszał szybkie kroki za nią i zaczęła się odwracać. 47 jednym szybkim ruchem zamknął drzwi i brutalnie ją odepchnął. Potknęła się upuszczając torbę z zakupami i poleciała do przodu. Pod lewym ramieniem miała schowanego Walthera, ale nie miała okazji go użyć, bo wystawiła ręce by uchronić się przed upadkiem.

Gdy cel upadł zabójca wiedział, że sytuacja była w najlepszym razie niepewna. Miał minuty, może sekundy by podporządkować sobie uzbrojonego przeciwnika i zmusić ją do posłuszeństwa zanim firma ochroniarska zareaguje. Uporczywe biip, biip, biip potwierdzało ten fakt. 47 Ruszył naprzód szukając sposobu, by ją chwycić, ale ona już przewróciła się na plecy. Miała w ręce puszkę zupy, którą rzuciła. Trafiła go w prawy policzek, więc zachwiał się do tyłu

Marla natychmiast rozpoznała 47 i poczuła nagłe ukłucie strachu. Agentka Puissance-Treize wiedziała, że poradzi sobie z włamywaczem, bądź przypuszczalnym gwałcicielem, ale widziała tego człowieka w akcji i znała jego możliwości.

Co nasuwało pytanie:, Dlaczego ona wciąż żyje?

Odpowiedź była oczywista. On tego chciał!

Ta świadomość dała jej nadzieję.

Marla kopała stopami, chcąc zwiększyć dystans pomiędzy nimi i dzięki gładkiej, drewnianej podłodze salonu była w stanie się odepchnąć. Paczka makaronu leżała w zasięgu ręki, więc rzuciła nią lewą ręką, a prawą sięgała po Walthera.

Ale spaghetti odbiło się od uda 47. Jego prawa stopa namacała jej broń i wykopała pistolet. Rozległ się głośny hałas, gdy broń wylądowała na drewnianej podłodze i potoczyła się.

Doprowadzające do szału biip biiip biip hałasowało i nie miało zamiaru osłabnąć.

Marla myślała, że jest szybka, ale była zszokowana szybkością, z jaką mężczyzna chwycił jej płaszcz przeciwdeszczowy i szarpnął nią do góry. Smuga krwi była widoczna z miejsca, gdzie puszka rozcięła jego twarz, a ona mogła zobaczyć chłodną determinację w jego oczach.

Zaczął dzwonić telefon.

- To firma ochroniarska – powiedział ponuro agent – Podaj im kod, teraz.

-Albo?- Spytała Marla opornie, – Jeśli miałeś zamiar mnie zabić, już byś to zrobił.

Agent 47 obnażył zęby, gdy telefon znowu zadzwonił? Jak długo osoba po drugiej stronie może czekać? Trzy sygnały? Może cztery?

Dzwonienie umilkło.

Rozległ się metaliczny szmer, gdy brzytwa się otworzyła. Światło odbiło się od ostrza ze stali nierdzewnej i 47 podniósł zimny metal do góry, by dotknąć delikatnie zaokrąglonego policzka agentki Puissance-Treize

- Odbierz albo potnę Ci twarz.

Gdy Marla spojrzała w oczy zabójcy, było to jak patrzenie w lustro. Oto był ktoś równie bezlitosny jak ona. Czuła ciepło jego oddechu na swojej twarzy i silny krąg jego ciała.

Telefon znowu zadzwonił.

- Puść, a odbiorę- Powiedziała. Napięcie spowodowało, że zaczęła mówić ze słabym irlandzkim akcentem.

- Użyj telefonu w kuchni – Rozkazał 47 i wyciągnął Silverballera, gdy kobieta przechodziła przez pokój. To, że Walther leżał na podłodze wcale nie znaczyło, że kobieta nie nosi przy sobie drugiej broni, a może nawet trzeciej.

Gdy Marla odebrała telefon w kuchni, on odebrał aparat na jej biurku.

- Halo? – Powiedziała agentka Puissance-Treize i telefon przestał dzwonić.

-Pani Horton? - spytał męski głos. – Tu John z firmy ochroniarskiej AJAX. Czy wszystko w porządku?

- Potknęłam się i upuściłam zakupy, to wszystko – Odpowiedziała patrząc jak Agent 47 montuje tłumik w swoim pistolecie. – Ale nic mi nie jest.

- Miło mi to słyszeć – odparł mężczyzna ostrożnie. – Więc nie potrzebuje Pani pomocy medycznej?

- Nie. – Powiedziała i miała nadzieję, że mówi prawdę.

- Dobrze – Odparł John.- Czy mogę prosić Pani kod bezpieczeństwa?

Marla odwróciła głowę w stronę zabójcy i zobaczyła, że broń z tłumikiem była wymierzona w jej prawe kolano.

- Mój kod to Indygo378.

- Dziękuję – Powiedział John uprzejmie – Miłego dnia.

Mogła oczywiście kłamać, ale patrząc na szybkość, z jaką mężczyzna po drugiej stronie zaakceptował ten kod, 47 nie sądził, aby tak było.

Opuścił broń.

- Rozbieraj się.

Marla podniosła dobrze wydepilowaną brew.

- Chcesz mnie zgwałcić?

Pozwoliła żeby płaszcz jej opadł. Agentka Puissance-Treize była już zmuszana do rozbierania się. Raz w Madrycie, gdzie musiała udawać tancerkę egzotyczną i mogła usiąść na kolanach celu. Potem w Paryżu, gdzie jedyną drogą do zdobycia potrzebnego jej klucza był seks z francuskim gangsterem. Ostatnio w Yakimie, gdzie Big Kahuna nalegał na „show” dzień przed spotkaniem.

Więc Marla wiedziała, że jej ciało można wykorzystać jako bron. Ale czy mężczyzna po drugiej stronie był na to podatny? Nie można było tego powiedzieć patrząc mu w twarz.

Patrzył niewzruszony jak pasek Marli spada na podłogę.

- Więc – powiedziała Marla prowokująco, gdy zakończyła szybki obrót. – Jesteś zadowolony?

Agent zignorował pytanie. – Kto Cię zatrudnił do obrony Big Kahuny? – Zażądał.

- Nie bądź śmieszny – Odparła z pogardę agentka Puissance-Treize. - Znasz zasady. Moje szefostwo mnie zabije, jeśli Ci to powiem!

Zabójca popatrzył na nią chłodno.

- A ja Cię zabiję, jeśli nie powiesz.

- Nie – odparła twardo Marla. – Nie, jeśli potrzebujesz tych informacji a jest szansa, że je ode mnie wyciągniesz.

- Prawda – zgodził się 47 i wyjął brzytwę. – Więc będę musiał to z Ciebie wyciągnąć torturą… Który sutek usunąć najpierw?

Ręce Marly odruchowo poleciały do góry, by chronić piersi. To był znak słabości, którego pożałowała natychmiast, gdy opuściła ręce

- Tortura nie zadziała. – Odpowiedziała twardo. – Ludzie powiedzą wszystko, by powstrzymać ból. Ja to wiem i Ty to wiesz.

- To mówią eksperci – Potwierdził 47 ponuro. – Ale ja miałem całkiem dobre rezultaty. Może dlatego, że to lubię. Siadaj na jednym z tych krzeseł. - Marla nie była pewna, czy mówił prawdę, czy chciał ją tylko bardziej zdenerwować. Machnął bronią.

Wnętrze łodzi było urządzone w stylu retro lat 50-tych, łącznie z mnóstwem kolorów, plastiku i chromu. Krzesła, o których mówił były ustawione wokół okrągłego stołu w kształcie piedestału.

Strach drążył czaszkę Marli, nie bez powodu, rozważając możliwość, że zabójca był zatwardziałym sadystą.

- Połóż ręce za plecami – rozkazał surowo. Związał jej nadgarstki kablem od telefonu. Następnie kostki. Kiedy skończył Marla była bezradna, prawie, bo plastikowy kabel był śliski i trudny do zawiązania.

- Dobra – powiedział agent, gdy wstał – Nie może być żadnych krzyków… Więc wszystko, czego brakuje to knebel. Chyba że wolisz odpowiedzieć na moje pytania?

Marla przypomniała sobie zimne, niebieskie oczy Kaberov i nabój w wypełnionym aksamitem pudełku.

- Pieprz się! – Odparła opornie

- Dobra, niech będzie po twojemu – Powiedział 47 i wyszedł z jadalni.

Wrócił po kilku chwilach ze ścierką do talerzy, którą zawiązał wokół ust Marli i poszewką, którą naciągnął jej na głowę. Potem, ku jej uldze, usłyszała odgłosy kroków oraz otwierania i zamykania frontowych drzwi.

Ale człowiek z bronią wróci. Wiedziała, że jej pierwsza szansa ucieczki będzie pewnie jednocześnie jej jedyną szansą.

Wiec zamiast czekać, co zdarzy się później, Marla zaczęła pracować nad uwolnieniem rąk i dzięki temu, że kabel był śliski, nie minęła duga chwila a ręce zaczęły się wyswobadzać. Zachęcona, zmagała się z tym, aby uwolnić ręce zanim powróci jej napastnik

Po, jak się zdawało, nieskończonej ilości minut, kabel zsunął się i sięgnęła, by usunąć poszewkę. Kiedy mogła widzieć było już względnie łatwo usunąć kabel zaciśnięty wokół jej kostek. Wreszcie, kiedy zdawało się, że serce wyskoczy jej z piersi, stopy Marli były wolne. Wstała, usunęła knebel i dotarła do drzwi. Zewnętrzny rygiel miło kliknął przy zakładaniu.

To nie wystarczało, aby zatrzymać naprawdę zdeterminowanego napastnika, ale załatwi trochę dodatkowego czasu, a to było wszystko, czego agentka Puissance-Treize potrzebowała, wracając do pokoju. Walther wciąż tam był, leżąc na podłodze. Nigdy wcześniej tak miło nie odczuła ciężaru broni, jak wtedy, gdy ją podniosła i wycelowała w drzwi. Trzymając półautomat w obu rękach, czekała na powrót zabójcy. Czy broń była zabezpieczona, czy nie? Powinna sprawdzić, ale nie sprawdziła. Oznaka tego, jaka była roztrzęsiona, ale jednocześnie błąd prosty do naprawienia

Wtedy poczuła dym, usłyszała jej czujnik przeciwpożarowy na suficie i zobaczyła w kuchni. Jęzory ognia natychmiast zajęły zasłony, zanim rozprzestrzeniły się na sufit. Ledwo starczyło ej czasu na nałożenie kurtki, podniesienie torebki z podłogi i wybiegnięcie z łodzi z bronią w ręku, zanim płomienie się rozprzestrzeniły.

Marla nie miała ochoty zostawać i wyjaśniać wszystko władzom. Wszystko, co mogła zrobić to schować Walthera do kieszeni, biegnąc na ląd. Jej gołe stopy wydawały śliski odgłos, chodząc po mokrym drewnie. Jeden z jej sąsiadów pojawił się, wykrzykując instrukcje do drugiego, gdy dotarła do parkingu. Było słychać syreny, gdy szukała pilota i schroniła się w Mercedesie.

Nie wiedząc gdzie jest 47 ani kiedy wróci, odpaliła wóz i przyspieszyła. Mógł za nią podążać, ale musiała zaryzykować. Naprawdę nie miała innego wyjścia.

Myślała w szalonym tempie. Agencja wiedziała gdzie była. To było oczywiste, tak samo jak fakt, że szukają wśród swoich pracowników kogoś, kto dostarcza informacje Puissance-Treize i chcą go powstrzymać. Czy więc nie będą dalej jej ścigać?

Tak, prawie na pewno będą. Tylko, że następna próba może być przeprowadzona przez specjalnie wyznaczony zespół do przesłuchań, który użyje psychologii, specjalnych warunków, albo narkotyków by ją złamać.

To nasuwało oczywiste i najbardziej palące pytanie. Co zrobić dalej? Może Kaberov udzieli wsparcia? Albo ukaże za niekompetencję? Nie była pewna, ale szanse na to były małe. Nagle pomyślała, że przecież ona, Cassandra Murphy aka Marla Norton, nic nie zawiniła.

Czy tego chciała czy nie Agent 47 mógł właśnie bawić się swoją zdobyczą.

CDN


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Weasley55 dnia Sob 23:37, 19 Lip 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Weasley55
PostWysłany: Pon 20:34, 30 Cze 2008 
Głowa Smoka
Głowa Smoka

Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 543
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5


PATRAS, GRECJA

Mimo, że technicznie zaliczający się do jachtów, długi na 76,20 metrów Jean Danjou oryginalnie służył jako holownik ratowniczy. Dlatego nie był tak elegancki jak inne superjachty zakotwiczone w burzliwych wodach Patras.

Ale w przeciwieństwie do swoich rówieśników Danjou zarabiał na siebie. Dlatego miał na pokładzie dwa opancerzone samochody sportowo- użytkowe, cztery motocykle BMW, dwa skutery śnieżne, sześć pojazdów wodnych, czteromiejscowy helikopter, akwalung, komorę dekompresyjną, kuloodpornego Mercedesa S500 i dwie 12-metrowe kanonierki. Nie wspominając o wielkiej ilości zaawansowanych urządzeń komunikacyjnych i śledzących przeznaczonych do wspomagania działalności Agencji na całym świecie.

Sercem statku i miejscem, gdzie Diana spędzała większość czasu, była centrala i pokój kontrolny, zlokalizowany głęboko wewnątrz opancerzonego kadłuba Danjou. Jej wysokie krzesło znajdowało się za biurkiem w kształcie litery U, z którego mogła obserwować 24 wmontowane w ścianę ekrany, dwa komputery obok siebie i odbierać satelitarne rozmowy telefoniczne z całego świata.

Diana miała wysokie czoło i oczy odrobinę mniejsze, niżby sobie życzyła. Jednak jej twarz obdarowana prostym nosem, wydatnymi kośćmi policzkowymi i zmysłowymi ustami, byłaby uznawana za piękną, gdyby nie jej surowość.

- Powtórz – powiedziała, gdy szum zatrzeszczał w jej słuchawkach. – Zagłuszyło Cię.

- Mam wiadomość dla Pana Nu – Odpowiedział Agent 47 – Powiedz mu, że nawiązałem kontakt z Marlą Norton. Chociaż nie byłem w stanie wyciągnąć od niej żadnych informacji, ucieka. Umieściłem mikronadajniki w płaszczu i torebce. Przy odrobinie szczęścia doprowadzi nas do góry i do osoby, która zna odpowiedzi, których szukamy.

Diana zerknęła na jeden z monitorów po prawej. Nu brał udział w posiedzeniu zarządu, gdzie magnat morski Aristotle Thorakis przebrnął przez połowę raportu

- Powiem mu – Obiecała. – Uważaj na siebie.

- Będę – obiecał 47 i schował telefon do kieszeni.

Właśnie wtedy trzaskająca płomienie odnalazły materiały wybuchowe, które Marla Horton trzymała ukryte we wnęce nad salonem i łódź eksplodowała.

Rozległo się głośne BUM i pokaz fajerwerków, gdy ogniste szczątki poleciały w szare niebo i spadły niczym deszcz na powierzchnię jeziora, gdzie przed dryfowaniem zasyczały. Dom pani Beasley był w większości nietknięty, nie licząc jej geranium, zniszczonym kawałkiem wraku, który na nie spadł.

Dulki zaskrzypiały, gdy zabójca je odciągnął. Kolejne syreny dołączyły do przeraźliwego chóru. Deszcz padał delikatnie wokół niego.

KONIEC ROZDZIAŁU IV

CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Weasley55
PostWysłany: Wto 19:12, 01 Lip 2008 
Głowa Smoka
Głowa Smoka

Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 543
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5


ROZDZIAŁ V

NOWY JORK

Ponad 650 m² apartament zajmował całe 16 piętro Hotelu Francja i miał okna z widokiem na Central Park. Recepcja była zdominowana przez ogromne okno z witrażem a na ścianach znajdowały się ręcznie malowane obrazy francuskiego krajobrazu. Wszystko to było znane Aristotle Thorakisowi, bo razem z rodziną spędził tu urlop świąteczny 2 lata wcześniej wtedy, gdy cena 15 000$ za noc wydawała mu się umiarkowana

Ale nawet z pożyczką od Puissance-Treize o wysokości 500 milionów euro w kieszeni, co daje 700 milionów dolarów, biznesmen usiłował utrzymać swoje żeglarskie imperium na wodzie i uważał takie wydatki za zbędne. Zwłaszcza, że perfekcyjne zakwaterowanie mógł mieć już za 5000$ za noc

W koszty apartamentu był wliczony rdzennie Angielski lokaj, który pojawił się by przywitać Thorakisa, gdy ten wyszedł z windy. Jego włosy były uczesane prosto do tyłu, jego długa twarz była poważna, a jego nieskalany garnitur pasował idealnie. Patrząc po sposobie, jakim przywitał magnata, miał albo wyśmienitą pamięć, albo bardzo dokładne dane.

- Dobry wieczór, sir. Witam z powrotem. – Powiedział gładko. – Nazywam się Bradley. Pan Douay poprosił mnie, bym zaprowadził Pana do salonu.

- Dziękuję – odparł szorstko. – Znam drogę.

Recepcja prowadziła do holu, następnie do baru i przez bogato zdobioną latarnię do salonu za nią. Okna wychodziły na park, a markowe pianino stało obok małego parkietu. Meble były ułożone tak, by utworzyć dyskretne miejsca do rozmowy. Jedno było zajęte przez parę elegancko ubranych ochroniarzy. Oboje trzymali magazyny, ale obserwowali Thorakisa.

Douay siedział za ładną repliką francuskiego, prowincjonalnego biurka. Rozmawiał przez telefon i skinął głową, gdy Thorakis usiadł na wyścielane krzesło naprzeciwko niego.

Grek zauważył, że Francuz przeciąga coś, co powinno być rutynową rozmową w interesach, przez dobre pięć minut, zanim wreszcie skończył rozmawiać. Czy Douay chciał mu dać coś do zrozumienia? Pogłębić wrażenie, że ma nad nim władzę? Tak. Grek był przekonany, że dokładnie o to chodziło. Miało to zwiększyć złość Thorakisa, gdy Douay w końcu się nim zajął.

- To było lekkomyślne z twojej strony, że tu przyszedłeś – Odparł surowo.

- Naprawdę? – Odparł Thorakis w gniewie. – I kto to mówi! Czy wyście oszaleli? Właśnie wracam z zebrania i dowiedziałem się, że Ty razem z resztą swoich kretynów wysłałeś agentkę, mającą wyeliminować Agenta 47 i nie udało jej się! To doprowadziło do dobrze nagłośnionej masakry w Yakima i eksplozji w Seattle, i masy złych wiadomości. Więc jak śmiesz wykładać mi, co jest, a co nie jest lekkomyślne! – Powiedział kładąc pięści na biurku.

Obydwaj ochroniarze Douaya już wstali, ale Douay ich odwołał. Kiedy mówił, głos miał spokojny.

- Próba wyeliminowania Agenta 47 była porażką. – Przyznał Francuz łagodnie. – Jednak zapewniam Cię, że ten błąd zostanie naprawiony. Chcę żebyś wiedział, że decyzja zabicia 47 nie została podjęta lekkomyślnie. Analiza porównawcza wykazała, że on w zeszłym roku podatkowym zajmował się ledwie trzema procentami kontraktów Agencji. To były najtrudniejsze zlecenia, jakie Agencja przyjęła i dlatego stanowiły 37,2% jej dochodu. To czyni z Agenta 47 najbardziej dochodowego asa, jakiego ma Agencja. Więc Puissance-Treize eliminując go uzyska lepszą pozycję na rynku i będzie rywalizować o najbardziej lukratywne zlecenia. Te, które są 7 razy trudniejsze, albo i więcej. To są poważne pieniądze. Rozumiesz nasz tok myślenia?

Thorakis nie tylko rozumiał zimnokrwistą logikę mężczyzny, ale podziwiał także jej tupet, a nawet łagodność, z jaką został mu wyłożony ten plan. Słuchając pojednawczego tonu Francuza, Thorakis poczuł, że jego gniew maleje. Ale został lęk, który zważywszy na to że właśnie wrócił z posiedzenia Agencji, był spory.

- Tak - Powiedział poważnie – Rozumiem. Przepraszam ,jeżeli mój komentarz był gwałtowny. Ale jest jeden bardzo poważny powód do zmartwień. Po zamachu na życie 47 Agencja natychmiast wzięła się za szukanie przecieku. Są teraz zajęci wyczerpującym sprawdzaniem ludzi z niższego szczebla. To tylko kwestia czasu, nim dojdą do wyższego kierownictwa.

Douay zaczął coś mówić w tym momencie, ale Thorakis podniósł rękę.

- Czekaj. Jest coś jeszcze. Podjęli decyzję, żeby nasłać Agenta 47 na twojego zabójcę… W nadziei, że doprowadzi ich ona do osoby, która zna tożsamość zdrajcy. Dlatego tu jestem. Zgodnie z odprawą, którą dali kierownictwu, Agent 47 podąża za nią do Fez w Maroko, gdzie ona przebywa pod ochroną mężczyzny zwanego Al-Fulani. Czy on wie o naszej umowie? Ponieważ jeśli wie, a 47 zyska nad nim kontrolę, jestem trupem.

- Nie, nie wie – skłamał Douay gładko. – Twoja tożsamość to ściśle strzeżony sekret. Tylko trzy osoby wiedzą kim jesteś, a Al-Fulani nie jest jedną z nich.

Dokładnie to Thorakis chciał usłyszeć. Poczuł ogromną ulgę i nawet zdołał się uśmiechnąć.

- Dobrze. Nikt z nas nie jest nieśmiertelny… Wiem o tym – powiedział – Ale ja nie mam zamiaru się już wybierać na tamten świat.

- Ja też nie – zgodził się jowialnie Douay wstając i wychodząc zza biurka. – Skoro już tutaj jesteś, dołączysz do mnie podczas lunchu?

- Dziękuję, ale nie – Odparł Thorakis. – Wiesz o tym, że mam alergie, a mój kucharz jest w hotelu. Może następnym razem.

- Tak, następnym razem – Zgodził się Francuz uprzejmie. - To ważne, by być ostrożnym. Z tego powodu pozwolisz moim ochroniarzom zaprowadzić Cię przez podziemny garaż.

- Byłoby świetnie. – odparł Thorakis z wdzięcznością. Energicznie uścisnęli sobie dłonie i chwilę później zniknął.

Douay zaczekał aż winda zamknie się za Grekiem, zanim otworzył walizkę, włączył telefon satelitarny i wstukał dwucyfrowy kod, który aktywował o wiele dłuższą sekwencję liczb.

Prawda była taka, że Al-Fulani był w pełni świadomy tożsamości magnata, co oznaczało, że Marla Norton miała ważne zadanie do wykonania. Chronić Al-Fulani albo zginąć razem z nim.

KONIEC ROZDZIAŁU V

CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Weasley55
PostWysłany: Pią 10:13, 04 Lip 2008 
Głowa Smoka
Głowa Smoka

Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 543
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5


Rozdział VI

FEZ, MAROKO

Francuzi nazywali ją Fez lub Fes – La Mysterieuse ( Mysterieuse –„tajemnica”– dop. Weasley55) a, gdy Agent 47 zagłębił się w najstarszą i, jak mawiali niektórzy, najbardziej niebezpieczną część miasta, odkrył, co mieli na myśli.

Około ćwierć miliona ludzi było upchanych w labiryncie ciasnych, brukowych uliczek, zatłoczonych suków ( suk – odpowiednik bazaru w Maroko. Nie wiem jak to odmienić, Tak wydało się najlepiej. – dop. Weasley55), okazałych meczetów, ponurych, surowych domów i ukrytych ogrodów. Biorąc pod uwagę skłonność mieszkańców do zmieniania nazw ulic, a także podawania ich w różnych językach, łatwo zrozumieć, dlaczego Fes El Bali, stare miasto, bywa często nazywane „najbardziej skomplikowanym placem na ziemi”.

Roztropni turyści zatrudniali przewodnika, przed postawieniem stopy w tym miejscu.

Ale 47 był wyposażony w coś pewniejszego od ludzkiego przewodnika. Miał mały GPS wypełniony danymi od Agencji. Kieszonkowy GPS wskazywał pozycję Marli Norton razem z lokalną zbrojownią Agencji, gdzie mógł zdobyć każdą, potrzebną mu broń.

Środki bezpieczeństwa ustanowione kilka lat temu w wyniku ogólnoświatowej walki z terroryzmem prawie uniemożliwiły transport broni komercyjnymi liniami lotniczymi, takimi jak ta, z której musiał skorzystać 47 by śledzić Marlę. Więc, z wyjątkiem jego niewykrywalnej garotty, zabójca był nieuzbrojony. Błąd, który wkrótce naprawi.

Dzięki umiejscowieniu przy hiszpańskim brzegu Cieśniny Gibraltarskiej oraz reputacji bramy do Afryki, Maroko było ulubionym miejscem turystów na całym świecie. Dlatego żaden z mieszkańców skraju starego miasta nie zaszczycił zabójcy niczym oprócz przelotnego spojrzenia, trwającego sekundę, gdy ten przedzierał się przez labirynt przejść i małych sklepików.

W dalszej części ulicy znajdowały się wysokie mury oraz żelazne bramy oddzielające prywatne domy i podwórka.

Gdy wierni zostali wezwani na modlitwę i melodyjny dźwięk adhanu rozległ się z miejskich minaretów, ulice wypełniały się tubylcami i można było zobaczyć coraz to mniej europejskich twarzy.

Większość z nich, z wyjątkiem młodej kobiety chodzącej po sklepach we francuskiej Ville Nouelle ( nowe miasto) mieszkała w Nowym Jorku. Większość kobiet z Fes El Bali nosiła burki ( te typowo arabskie nakrycie głowy, zasłaniające całą twarz – dop. Weasley55) , kiedy tylko wychodziły by przynieść jedzenie, kupić ubrania lub spotkać krewnych. Mężczyźni siedzieli na plastikowych krzesłach, stali w drzwiach lub zbierali się na zewnątrz kawiarń, gdzie większość spędzała czas grając w karty.

Wszyscy, niezależnie od wieku, płci, czy pozycji w społeczeństwie, byli zmuszeni do podróżowania ciasną ulicą razem z ciężko objuczonymi osłami. Te zwierzęta, z powodu braku pojazdów, były używane do transportowania wszystkiego w Medynie (mieście). Gdy schronił się w drzwiach, żeby jeden z tych silnych osłów mógł przejść, 47zobaczył niechlujnie wyglądającego Afrykańczyka.

Postać kucała ukryta w bocznym korytarzu, gdy zabójca obejrzał się na drogę. Prawdopodobnie złodziej, łasy na portfele turystów, ale zabójca wyobraził sobie też kilka innych wersji. Włączając tą, że Puissance-Treize była jakimś cudem świadoma jego obecności. Ogon był w każdym bądź razie problemem i trzeba będzie się go pozbyć, nim wejdzie do zbrojowni.

Chcąc to zrobić Agent 47 przyspieszył, minął mały sklepik zapchany elektroniką i ostro skręcił w prawo, w wąskie przejście.. Pomimo upału bruk był mokry, a przejście śmierdziało moczem. Było puste, nie licząc przepełnionego kosza na śmieci na końcu alejki. Dalszą drogę blokowały drzwi pokryte łuszczącą się farbą. Zdawały się mieć ze sto lat i były wyposażone w równie stary zamek.

Agent zerknął przez ramię, nim kucnął na jedno kolano i popatrzył przez dziurkę od klucza. Widok był ograniczony, ale nie zauważył żadnych oznak ruchu na podwórku za drzwiami i był skłonny zaryzykować. Wytrych szybko poradził sobie ze zużytym zamkiem i już po kilku sekundach usłyszał KLIK i zamek się otworzył.

Kolejne zerknięcie przez ramię i wciąż żadnych oznak pościgu.

Zawiasy zaskrzypiały, gdy Agent 47 otworzył drzwi i wśliznął się do środka. Po wielu przeróbkach podwórko służyło do przechowywania materiałów budowlanych. Rupiecie zagracały miejsce obok drewnianej skrzyni pełnej szczątków porcelany i zardzewiałych taczek. Kilka schodów prowadziło do pomieszczenia z palmą w dużym garnku i drugimi drzwiami. Ale 47 nie chciał otwierać rezydencji. Gdy usłyszał odgłos kroków w przejściu, rzucił złotą monetą z południowej Afryki w kierunku schodów. Pieniążek zadźwięczał przy uderzeniu, odbił się i upadł na miejsce.

Ogon był w tym momencie przy drzwiach i kiedy zobaczył, że są uchylone popchnął je. Afrykańczyk zauważył jasno błyszczący pieniążek, gdy ten przesunął kawałek drewna i pospieszył, by go złapać.

Mężczyzna był przeciętnej wagi, o wiele ciemniejszy od reszty mieszkańców. Ubrany w typowo afrykańskie ciuchy, na które składała się koszulka i postrzępione spodnie. Ale tym, co odróżniało tego mężczyznę był zniszczony, metalowy hak zamiast prawej ręki. Rodzaj protezy, która okoliczny kowal może stworzyć za kilka dolarów.

Afrykańczyk był w połowie do monety, gdy pętla z żyłki przeleciała mu przez głowę. Zabójca chciał poddusić młodego człowieka, aby przejąć nad nim kontrolę, zadać mu kilka pytań i zdecydować, co z nim zrobić.

Ale przeciwnik 47 podniósł szybko rękę i hak znalazł się w pętli, nim ta się zacisnęła. Wewnętrzna część haka była dobrze naostrzona, więc rozcięła pętlę.

W odpowiedzi na to Agent 47 popchnął Afrykańczyka, ukucnął i był gotów bronić się czymkolwiek w zasięgu ręki. Jedynym dostępnym narzędziem była zardzewiała łopata, oparta o ścianę dziedzińca. Trzymał ją po przekątnej, w poprzek swojego ciała, by zablokować hak przeciwnika.

Ale jeśli tamten był wystraszony, to tego nie pokazywał. Obaj mężczyźni krążyli wokół siebie chcąc zrobić pierwszy ruch. Błysk potu pojawił się na jego czole, ale, patrząc na jego skupiony wzrok, był całkiem pewny siebie. Protezę trzymał nisko i z tyłu. Jeden dobry sierpowy mógł zatopić hak w pachwinie 47. gdzie mógłby szarpnąć ostrze do góry i w ten sposób wysypać wnętrzności przeciwnika na chodnik.

Ale człowiek z hakiem musiałby zbliżyć się do zabójcy, by to zrobić, a tak długo jak 47 trzymał łopatę, tak długo tamten zmuszony był utrzymać dystans.

Nagle agent potknął się o luźną płytę chodnikową, co sprowokowało przeciwnika do gwałtownego i natychmiastowego natarcia na niego. Ale to była pułapka i zanim przeciwnik 47 mógł zareagować, łopata poszła w ruch i z dźwięcznym KLANG uderzyła Afrykańczyka w lewe kolano.

Jego oczy rozbiegły się i gdy upadał plecami na chodnik, obie kończyny – hak i ocalała ręka powędrowały do bolącego miejsca. Agent 47 przycisnął łopatę do jego gardła, gdy kaleka skomlał z bólu.

- Kim jesteś? – Spytał zabójca. – I dlaczego za mną szedłeś?

- Jamal.- Wykrztusił mężczyzna leżąc na ziemi i próbując odepchnąć łopatę z gardła. – Nazywam się Jamal. Proszę! Nie mogę oddychać.

-Ok, Jamal. – Powiedział zabójca zimno, kładąc prawą stopę na łopatę. – Dlaczego mnie śledziłeś?

Odpowiedzią był nieartykułowany bulgot, więc zabójca musiał usunąć stopę i zmniejszyć nacisk na umęczoną tchawicę Jamal.

- Teraz, spróbuj jeszcze raz.

- Pieniądze.- Padła chrapliwa odpowiedź – Chciałem wziąć twoje pieniądze.

- To jedna z możliwości. – Przyznał zabójca ponuro. – Ale są inne. Jak mogę być pewny, że jesteś tylko złodziejem?

- Moja ręka. – Powiedział Jamal żałośnie, podnosząc ją. - Odcięli mi ją.

Muzułmanie od dawna praktykowali odcinanie rąk, ramion, a w niektórych przypadkach nóg, jako karę za kradzież. Kiedy w wielu krajach Środkowego Wschodu powoli od tego odchodzono, w innych wciąż uważano to za dobry środek odstraszający. Fakt ten zdawał się potwierdzać słowa Jamala, więc zabójca odskoczył i wycofał się poza jego zasięg.

- Sugeruję Ci żebyś zmienił zawód. W tym nie jesteś za dobry.

Jamal dalej ściskał kolano i cicho jęczał, gdy 47 odłożył łopatę tam, gdzie ją znalazł

- Zostawię uchyloną bramę – obiecał zabójca pochylając się, by odzyskać monetę. – Nie kłopocz się ze wstawaniem, nie trzeba mnie odprowadzać.

Wychodząc z małego podwórka, 47 przystanął, gdy boczne przejście zaprowadziło go do głównej ulicy i wykorzystał chwilę, aby poprawić czerwony, jedwabny krawat. Upewniwszy się, że po drodze nie czekają na niego kolejne Jamale, by go zaatakować, kontynuował podróż.

Skręt w prawo zaprowadził go schodami w dół pod sklepienie łukowe i do grupki dzieci, grających w piłkę. Stało się jasne, że to, co kiedyś było osiedlem mieszkaniowym powoli przekształciło się w suk pełen specjalistycznych sklepików po obu stronach ulicy. Sklep, którego szukał 47 był 30 metrów dalej, tuż za delikatnym zakrętem i naprzeciwko rodzinnego spożywczaka. Frontowy szyld głosił po Arabsku i po Angielsku MĘSKIE UBRANIA, a po nim WŁAŚCICIEL - ABAZA TIRK mniejszymi, rzeźbionymi, złotymi literami.

Przystanął, by przyjrzeć się przejrzałemu owocowi po drugiej stronie, i aby się upewnić, czy nie ma nowego ogona. Agent 47 musiał przepuścić grupkę ubranych na czarno kobiet, nim wszedł do sklepu. Sklep z ubraniami, tak samo jak sklepy po tamtej stronie ulicy, był dosyć mały, dlatego ciuchy leżały warstwami. Najwyższa z nich kończyła się tuż pod sufitem i można ją było dosięgnąć tylko długim kijem Było gorąco, a w powietrzu unosił się zapach stęchlizny. Nie było tam dużo światła, tylko to z lamp na suficie, mających co najmniej 75 lat.

Podniszczone przejście prowadziło do tyłu, gdzie podobny do niego mężczyzna o lekko wyłupiastych oczach i służalczym sposobie bycia stał, czekając. Był ubrany w czerwony fez, dobrze skrojony, szary garnitur i parę marokańskich pantofli. Młody mężczyzna usiadł za ladą, najwyraźniej prawie zasypiając..

- Dobry wieczór, effendi – Powiedział dobrze ubrany mężczyzna, osuszając sobie dłonie. – Nazywam się Abaza Tirk. Witam w moim skromnym sklepie. Widzę, że ma Pan dobry gust i bystry umysł. Jak ja i moja rodzina możemy Panu służyć?

- Abd-el-Kadel rzekł, że śmierć jest czarnym wielbłądem, klęczącym przed bramami do nieskończoności. ( Death is a black camel, which kneels at the gates of all – ma ktoś lepszy pomysł jak to ma brzmieć?? – dop. Weasley55 ) – stwierdził 47.

- A Ben Sira rzekł „Nie bój się śmierci, to twoje przeznaczenie”. – Odpowiedział drobny właściciel sklepu, a służalczy ton zniknął. – Witaj Agencie 47. Oczekiwałem Cię. Proszę tędy.

Zabójca szedł za Tirkiem przez ciasną ladę. Przechodząc zauważył, że młody człowiek, kucający za kasą, ma mini-uzi w rękach.

Na chwilę przystanęli, gdy Tirk wprowadzał kod na panelu z tyłu zatłoczonego sklepu. Panel był zasłonięty skrawkiem ubrania przybitym pinezką do ściany. Metalowe drzwi otworzyły się bezszelestnie. Czujnik ruchu utworzył dwie smugi światła i Agent 47 poczuł spadek temperatury, gdy Tirk zamknął za nimi drzwi.

W przeciwieństwie do lekko zatęchłego sklepu odzieżowego zbrojownia Agencji w Fez była lśniąca i nowoczesna. Zbliżone do siebie półki z bronią zajmowały dwie ściany. Uzbrojenie było pogrupowane i odpowiednio opisane. Amunicja, akcesoria i zestaw do czyszczenia były pod spodem w szafkach ze stali nierdzewnej.

- Więc, - powiedział sprzedawca zachęcająco. – Co to ma być? Może Steyr AUG? Bardzo stylowy. Karabinek snajperski FR-F1? A może szukasz czegoś większego kalibru? Mam tu niezłą snajperkę RAI 500 – kaliber 50. Agent Orbov wykonał nią kawał dobrej roboty 2 miesiące temu.

- Nie- powiedział po prostu 47 – RAI ma prawie 15 metrów długości i jest bardzo ciężki do ukrycia. Nie wspominając o tym, że jest jednostrzałowy a amunicja kaliber 50 jest ciężka jak cholera. Wezmę Walthera WA 2000, Mossberga Model 500 z uchwytem, dwa Silverballersy, jeden krótki, jeden długi, oba z tłumikiem, podwójną kaburę, apteczkę wielorazową i nóż do rzucania.

- Oczywiście – Rzekł Tirk z aprobatą. – Broń na każdą okazję.

Po zabraniu broni przeszli przez kolejne drzwi z tyłu długiego ciasnego sklepu do dźwiękoszczelnej strzelnicy. Zadowolony, że wszystkie bronie działają jak trzeba, 47 spakował je do pary walizek z zamkiem szyfrowym. Wyglądały jak typowe, podniszczone walizki podróżne. Każda miała swój własny alarm i system autodestrukcji.

- Walizki są dosyć ciężkie, więc mój czwarty syn będzie Ci towarzyszył. – Powiedział Tirk, ładując je na wózek. – Nie wspominając o tym, że mamy w Fes El Bali złodziei.

- Tak, słyszałem – odparł trzeźwo zabójca.

- Czy coś jeszcze? – Dopytywał się Tirk.

- Tak – powiedział 47 przyglądając się właścicielowi sklepu. – Twoja czapka.

Zamiast pozwolić synowi Tirka towarzyszyć mu, przez całą drogę do hotelu, 47 wolał, by młody człowiek zawiózł go do skrzyżowanie głównej ulicy z Fes El Bali, gdzie mógł wezwać taksówkę. Mimo, że rodzina Tirka była prawdopodobnie godna zaufania, nie było potrzeby, aby wiedzieli, gdzie zabójca się zatrzymał. Ponadto to byłoby niezwykłe, żeby gość przywoził swój bagaż do hotel w ręcznym wózku.

Tak się trafiło, że ledwo starczyło miejsca, by upchnąć jego, walizki z bronią i walizkę ciuchów w małego Peugeota 205, ale po wielu upychaniach i dociskaniach się udało. Podróż była straszna pomimo najlepszych starań kierowcy, by utorować sobie drogę przez nieskończenie długi korek. Słońce już zachodziło, gdy 47 pojawił się w Sofitel Palas Jamas Fes, zapłacił za taksówkę i zaniósł bagaże do pokoju.

Jak miał w zwyczaju, pozwolił portierowi wejść do pokoju pierwszemu. Gdy było jasne, że nie czekała na niego zasadzka, 47 wchodził za nim.

Szybki rzut oka upewnił go, że wszystko jest na swoim miejscu, więc dał portierowi napiwek i zamknął drzwi. Kolejna szczegółowa inspekcja potwierdziła, że pokój był bezpieczny. W przeszłości zetknął się z pluskwami, ładunkami wybuchowymi i jadowitymi gadami, nic więc dziwnego, że był ostrożny.

Zadowolony zamówił jedzenie poprzez obsługę hotelową i zażyczył sobie, by kelner zostawił wózek z jedzeniem za drzwiami. Obserwując przez wizjer odchodzącego pracownika hotelu, agent otworzył drzwi i wjechał z tacą do środka. Jego obiad ( pieczona jagnięcina z warzywami i pachnącym kuskus) był pyszny. Zwłaszcza w zestawieniu ze zdrowym burgund ( Wino – dop. Weasley55) .

CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Weasley55
PostWysłany: Sob 20:07, 05 Lip 2008 
Głowa Smoka
Głowa Smoka

Dołączył: 07 Paź 2007
Posty: 543
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5


Potem nadszedł czas na rozebranie się do bielizny i odłożenie Silverballerów podczas oglądania BBC World News. Sprawdzał każdą naoliwioną część, szukając wad i automatycznie macając w poszukiwaniu rys, przed złożeniem broni. Mógł to robić z zawiązanymi oczami. Każdy magazynek z dziewięcioma nabojami z kojącym KLIK wchodził na swoje miejsce. Potem zostało mu włożyć magazynek do każdej komory, zabezpieczyć broń i przygotować kaburę na jutro.

Później pora na mycie zębów, zablokowanie drzwi fotelem i zrobienie posłania na podłodze.

Sen nastał szybko. Tak samo jak poranek i typowy poranny głód. Ale zamiast jak zwykle szukać dobrego śniadania 47 miał się posilić z emerytowanym profesorem Paulem Rolette, będącym bardzo blisko z Ali bin Ahmedem bin Saleh Al-Fulani. Człowiekiem, u którego jest Marla, i który być może był wtajemniczony w tożsamość zdrajcy.

Ale najpierw musiał złożyć przebranie Wybrał coś, zainspirowanego widokiem niemieckiego turysty w lobby. Szykował to dobre 45 minut, ale wyglądał całkiem przekonująco. Na przebranie składały się: bawarski kapelusz, czerwona broda, krzykliwa koszulka, której Abaza Tirk chętnie się pozbył, szorty do kolan, pasujące do niebieskiego kapelusza i sandały.

Tak przebrany zabójca wyszedł na ulicę. Słońce było wysoko, ale powietrze wciąż było chłodne, a miasto dopiero się budziło. Wszystko to uczyniło z podróży z hotelu do Paris Cafe, sześć bloków dalej, miłą przechadzkę.

Agent jadał już w ponad pięćdziesięciu Paris Cafe przez lata. Większość z nich było istną parodią kawiarni i należało ich unikać z daleka. Ale kiedy 47 pojawił się w Paris Cafe Fez i wszedł po schodach na zalany słońcem taras z przyjemnością zobaczył coś, co wyglądało na prawdziwą paryską restaurację ze stołami pod markizami, kelnerami w bieli i eleganckim kierownikiem.

Ponieważ pobrał tego ranka zdjęcie kontaktu, było mu łatwo wyłowić Francuza z tłumu i podejść do jego płóciennego stolika. Słomiany kapelusz zakrywał jego wąską, podłużną twarz, osłoniętą częściowo krzaczastą brodą oraz gazetą.

- Przepraszam, - Powiedział 47. – Pan jest profesorem Rolettem? – Powiedział to po francusku, jednym z wielu języków, który był zmuszony znać w młodości.

Oczy, które spojrzały na Agenta 47 były niebieskie i inteligentne.

Tak. To ja – Potwierdził uczony. – A kim Pan jest?

- Przyjacielem Boba Denarda – Skłamał zabójca, mówiąc o okrytym złą sławą, francuskim najemniku.

- Ah tak.- Odpowiedział Rolette – Witam w Fez, monsieur. Proszę usiąść. Chce Pan coś na śniadanie?

- Chętnie – Odparł 47 zajmując miejsce. – Co Pan poleca?

- Lubię rogi gazeli – Odpowiedział łagodnie Francuz – są w kształcie rogalików, ale z pastą migdałową i wodą z kwiatów pomarańczy w środku.

- Wezmę dwa. – Powiedział 47 stanowczo. – I filiżankę kawy.

Plotkowali dopóki nie przyszedł kelner, by przyjąć zamówienie nowego gościa i napełnić filiżankę Rolette’a. Kiedy już byli sami, zaczęła się poważna rozmowa.

- Szukam informacji o Ali bin Ahmedzie bin Saleh Al-Fulani. – Oświadczył 47. – Słyszałem, że zna go Pan dosyć dobrze.

- Wiem to, co wie większość – odrzekł emigrant ostrożnie – Al-Fulami to dobry biznesmen, znany filantrop i pobożny Muzułmanin.

- Myślę, że za skromnie ocenia Pan swoją wiedzę. – Powiedział sucho zabójca, przesuwając kopertę po stole. – Ponieważ z tego, co wiem oprócz pracy w American Language Institute, pracował Pan także przez 20 lat we francuskim Wydziale Bezpieczeństwa Wewnętrznego. ( ktoś wie jak dokładnie brzmi po Polsku nazwa takiej instytucji we Francji? Po angielsku brzmi tak: French Directorate of External Security.
– dop Weasley55). Proszę przyjąć ten skromny podarunek, który dobrze zainwestowany, uczyni Pana emeryturę znacznie przyjemniejszą.

Biała koperta była wypchana studolarowymi wekslami. Bez przyciągania niczyjej uwagi profesor szybko zakrył ją gazetą

-Zarówno urzędnicy jak i nauczyciele za mała zarabiają – Zauważył profesor. – Więc Pański prezent jest mile widziany. Więc tak. Mimo, że Al-Fulani błyszczy jak złoto w oczach społeczeństwa, to pod tą skorupą tkwi zupełnie inna osoba,

- Fascynujące. – Rzekł 47, gdy dostał swoje śniadanie. – Proszę kontynuować.

Więc Roller kontynuował, gdy kelner zniknął. Była to historia człowieka, który odziedziczył po ojcu przemytnicze interesy i będąc pełnoletnim sprowadzał haszysz do Hiszpanii, sprzedając go lub wysyłając na północ do Holandii, Belgii, Niemiec i innych krajów Europy.

Sukcesy Al -Fulami szybko zauważyła konkurencja z dalekiej Kuby. Nie minęło długo czasu, nim bardzo nieprzyjemni ludzie zaczęli wydzwaniać do Marokańczyka, grożąc porwaniem statków z narkotykami, chyba, że podzieli się z nimi zyskami. Jednak zamiast dzielić się z międzynarodowymi kartelami Al-Fulani zdołał zachować niezależność.

W tym miejscu Rolette przerwał, zapalając podejrzanie wyglądającą fajkę. Seria energicznych puff była potrzebna do tego, by wilgotny, wiśniowy tytoń zadziałała prawidłowo. Ale kiedy mieszanka się zapaliła, uczony zaciągnął się nią i szeroko uśmiechnął.

- Ah! – Zawołał. – To niezdrowy nawyk, ale jakże to lubię!

Kończąc drugi róg, 47 napił się kawy. – Więc jak to zrobił?

- Co zrobił? – Rolette zmarszczył brwi.

- Jak Al.-Fulani zdołał zachować niezależność? – Spytał cierpliwie 47. Francuz rozejrzał się dokładnie, jak gdyby chcąc się upewnić, czy inni klienci nie słuchają.

- Ludzie zaczęli umierać. – Wyznał poważnie uczony. – Ludzie rządzący kartelami. Niedługo nacisk na Al.-Fulani zelżał.

- Więc Fulani ich zabił?

- Ktoś ich zabił – Powiedział Rolette ponuro. – Nie wiadomo kto. Mimo, że Al-Fulani miał z tego korzyść, żadnego z morderstw nie można było z nim powiązać.

Rolette albo nie wiedział, albo nie chciał wymawiać tej nazwy głośno, ale 47 był pewny, że wie, która organizacja była odpowiedzialna za morderstwa. Albo Puissance-Treize dostała pieniądze za zneutralizowanie konkurencji Marokańczyka, albo Al-Fulani był członkiem tej organizacji. Nie, żeby to była duża różnica. Wszystko co obchodziło 47, to fakt, że Al.-Fulani miał odpowiednie stanowisko, by wiedzieć, który pracownik Agencji dostarcza im zastrzeżone informacje.

- Rozumiem, że ma tutaj dom. – Rzekł zabójca od niechcenia. – Czego jeszcze powinienem być świadomy?

Fajka Roletta zgasła w tym czasie ponownie i profesor wykorzystał chwilę, by zapalić zapałkę i odpalić ją jeszcze raz.

- Cóż, - Rzekł zamyślony, gdy chmura dymu w kształcie aureoli uformowała się nad jego głową. – To zależy, prawda? Jeżeli chce Pan pogratulować Al-Fulani udanego życia, wystarczy podejść do jego frontowych drzwi w Ville Nouelle i przekazać wiadomość przez jednego ze strażników. Ale zakładając, że pańskie intencje są troszeczkę mniej szczere, trzeba rozważyć sierociniec, który odwiedza w każdy piątek wieczorem. Zazwyczaj z bliskimi przyjaciółmi, albo partnerami biznesowymi, ale okazjonalnie także sam.

Agent 47 podniósł brwi. – On odwiedza sierociniec?

- Tak, - odparł cynicznie Rolette – Przynajmniej on go tak nazywa. Inni twierdzą, że ta instytucja to przykrywka, dla innch, mniej szlachetnych działalności.

- Takich jak?

Rolette odwrócił wzrok, jak gdyby nie chciał powiedzieć, co słyszał.

- Naprawdę nie mogę powiedzieć, ale jeśli Cię to interesuje… Sierociniec jest w Mellah.

- Co oznacza?

- Mellah to stara, żydowska dzielnica. – Wyjaśnił uczony. – Datuje się ją na rok 1438, kiedy Żydzi byli zmuszeni żyć w części zwanej Al.-Malah albo solnym miejscem. Ta nazwa to synonim słonej ziemi, albo przeklętego terytorium. Gdy w 1948 powstał Izrael, większość Żydów opuściła Fez – Kontynuował. – To stworzyło pustkę, którą pospieszyli wypełnić rolni Marokańczycy. Ale żydzi zostawili parę pięknych domów w Mellah i sierociniec jest jednym z nich. Zapytaj kogokolwiek, pokażą Ci gdzie on jest.

Rozmowa trwała jeszcze przez moment, ale wkrótce stało się oczywiste, że Agent 47 zdobył wszystkie informacje, jakie chciał wyciągnąć od Roletta. Wstał więc, ukłonił się i wyszedł.

Wszystko to obserwował człowiek, który, podobnie jak 47, wyglądał na turystę, cieszącego się lekkim śniadaniem., ale był pracownikiem Ali bin Ahmeda bin Saleh Al-Fulani.

Marokańczycy byli świadomi obecności 47 i myśliwy miał stać się zwierzyną.*

Ciemność ogarnęła Fez, a Marla Norton była przerażona, gdy patrzyła przez otwarte okno na zatłoczony plac do gry w kulki, trzy piętra niżej. Wieczorne powietrze było ciepłe, pełne różnych zapachów jedzenia, którym handlowali sprzedawcy oraz niosło miejskie odgłosy.

Mimo, że strach nie był uczuciem, z którym była obeznana, to agentka Puissance-Treize doznawała tego uczucia ostatnio bardzo często. Co było absurdalne, biorąc pod uwagę, że to ona czekała tutaj na człowieka zwanego Agentem 47, a nie na odwrót.

Pułapka była przygotowana na terenie 90 – metrowego chodnika od frontu jasno oświetlonej rezydencji Al-Fulani. Dom miał 26 pokoi i 9 łazienek. Był zbudowany w stylu śródziemnomorskim. Miał wyłożony płytkami ceramicznymi dach, białą fasadę i kilka ozdobionych ornamentami balkonów. Sterta oświetlonych palm ozdabiała obie strony domu i nadawała mu blasku. Oświetlały także okolicę, dzięki czemu ciężej było minąć strażników.

Najważniejszym elementem pułapki był jednak „emerytowany” członek Marines Ted Cooper. Absolwent słynnego w Brytyjskiej Armii Ośrodka Szkoleniowego Dla Snajperów, oficjalnie odznaczony za sześć zabójstw w Iraku. Te odznaczenia wolał zachować dla siebie, aby islamscy bojownicy nie zwietrzyli niczego i go nie zlikwidowali.

Oczywiście szef ochrony Al-Fulani, człowiek zwany Ammar, miał też inne asy w rękawie. Trzy z nich spacerowały razem z nim po zatłoczonym placu. Jeśli Cooper nie upoluje go od góry, tamci, razem z Ammarem, dorwą go od dołu.

Taki był plan, jednak wciąż pozostawało duży tłum przychodzących i wychodzących do przebadania. Zdaniem Marli ochroniarze Al- Fulami byli zbyt pewni siebie w kwestii 47. Na przekór jej ciągłym ostrzeżeniom byli pewni, że są lepsi od tego europejskiego abruti ( kretyna), którego ta głupia kobieta tak się bała.

I może mieli rację.

Po katastrofalnej strzelaninie w Yakima, niemiłym spotkaniu z Kaberov i utracie domu, jej pewność siebie była bardzo mała. Teraz, gdy uciekła od przewidywalnego gniewu Kaberov, odkryła, że jej los zależy od dobrej woli Al-Fulani. Ta zaś ( prawdopodobnie jej większa część) zależała od jej gotowości do tego, by służyć mu zawodowo jak i personalnie, nie dbając o własne pragnienia.

Była jeszcze kwestia poprzedniego dnia, kiedy Marla została „zaproszona” na trójkącik z Marokańczykiem i nastolatką, wziętą z ulicy tydzień wcześniej. Nie było to specjalnie przyjemne doświadczenie, ale o niebo lepsze od „prezentów” Kaberow, kaliber 45.

Te myśli zaprowadziły ją z powrotem do lunety, obok potężnego, 7,62mm karabinka snajperskiego Coppera L96, zamontowanego na statywie. Strzelec wydawał się cierpliwy. Bardzo cierpliwy. A to dobrze. Nic dziwnego, skoro to jedno proste zabójstwo przyniesie mu w kilka sekund więcej pieniędzy, niż ci cholerni Marines dadzą mu przez rok.

Marla obserwowała przez lunetę, w większości młodych mężczyzn i kobiety z wyższych sfer, którzy przewijali się przez dom Al-Fulani w drodze na modne, późne obiady lub do jednego z bezalkoholowych nocnych klubów, rozsianych po Ville Nouelle. Wytropienie jednej, szczególnej osoby w takim tłumie byłoby wystarczająco trudne, ale skłonność jej celu do używania przebrań znacznie to utrudnia, ponieważ każda z twarzy musiała zostać prze nią dokładnie obejrzana, nim przeszła do następnej

Godziny mijały. Obserwując i odrzucając setki twarzy Marla zaczęła się zastanawiać, czy 47 w ogóle się pojawi, gdy wtedy właśnie mężczyzna o wzroście 47 i o podobnej budowie wszedł w jej pole widzenia. Niemiecki turysta, oceniając po ciuchach, ale to nic nie znaczyło. Gdy Marla przyjrzała się mu przez lunetę, jej podejrzenia się potwierdziły! Z brodą lub bez, to był człowiek, którego widziała w Yakima i Seattle! Jego widok spowodował, że serce biło jej mocno z podniecenia, gdy jej zwierzyna oglądała posiadłość

W tym momencie identycznie ubrany niemiecki turysta nadszedł z drugiej strony.

Teraz, z dwoma sobowtórami na ulicy, obydwojgiem w ruchu, nie było sposobu, by powiedzieć Cooperowi jak ich odróżnić i zrobić to na tyle szybko, by rezultat był taki, jak chciała. Wydała więc jedyny logiczny rozkaz.

Niemieccy turyści! W krzykliwych koszulkach! Zabij ich obu!

Karabin Coopera miał tłumik, a na zewnątrz było dosyć hałaśliwie, więc nikt nie słyszał poddźwiękowego pocisku NATO 7,62mm, który wystrzelił w miejsce, gdzie ułamek sekundy wcześniej była głowa pierwszego turysty i trafił w drugiego

Siła uderzenia powaliła go na ziemię i ludzie zaczęli uciekać w każdą możliwą stronę. Marla straciła nad sobą kontrolę, gdy pierwszy turysta zniknął.

- Byłeś za wolny! – Wrzasnęła wściekle. – Miałeś zabić ich OBU, a pozwoliłeś jednemu uciec!

- Nie bądź głupia – Odparował Cooper, przeczesując ulicę. – Nie było czasu, by namierzyć oba cele.

- Cóż. Namierz sobie TO – powiedziała wściekła agentka Puissance-Treize, gdy wyjęła Walthera i otworzyła ogień.

Pierwszy strzał nie był śmiertelny dla Coopera, więc zdążył się odwrócić w kierunku napastniczki, ale było za późno, bo cztery dodatkowe pociski 9 mm rozszarpały mu ciało. Pakując ostatni nabój w jego głowę Marla powiedziała jedyne epitafium*,na jakie zasłużył Brytyjczyk. „Cholerny idiota”

*(Epitafium - słowa na nagrobku, ku czci zmarłego – dop Weasley55)

Jeśli pierwszym turystą naprawdę był 47, Marla była przekonana, że straciła jedyną szansę na dorwanie go, ale wtedy rozległ się głos z krótkofalówki, przypiętej do jej paska. Słowa wylatywały krótkimi seriami, a towarzyszył im ciężki oddech.

- Tu Ammar. Ucieka, ale jesteśmy tuż za nim.

Wtedy Marla wiedziała, że 47 ciągle żył. Prawdziwy turysta szukałby osłony, ale nie uciekałby. – Genialnie! – Odrzekła podekscytowana. – Nie zgub go, gdzie jesteś?

- Idziemy w kierunku suku Dabbaghin* – padła pewna odpowiedź. – Zwiewa jak królik!

* ( atrakcja turystyczna Fez. Suk wyjaśniłem wcześniej – dop. Weasley55)

- Bardzo niebezpieczny królik – Ostrzegła Marla. – Jestem w drodze.

Idiota!

Skręcając w prawo, a następnie w lewo, Agent 47 był wściekły. Nie na mężczyznę, który go ścigał, ale na samego siebie. Był na tyle głupi, by wejść prosto w ich pułapkę. Zamiast przygotować się na rekonesans, tak jak zwykle, zabójca, zabójca wybrał się na poobiednią przechadzkę i wybrał drogę przez posiadłość Al-Fulani w drodze powrotnej do hotelu. Głupi odruch, który prawie go zabił.

Ale skąd ona wiedziała, że nadchodzi? Zauważyła go w trakcie tych kilku dni? Rolett go zdradził? A może to fiasko, to robota tego zdrajcy, którego szukał? Nie było jak się tego dowiedzieć. Nie było też czasu się nad tym zastanawiać, gdy pocisk trafił w ścianę po lewej i zmusił go, aby skupił się na teraźniejszości. Zabójca zepchnął przechodnia z drogi i przyspieszył. Przewrócił kobietę, gdy na nią biegł. Mężczyzna klął na niego po Arabsku, a kolejny wystrzał zmusił ludzi do szukania osłony.

Rozległo się wycie syren. Dochodziło jednak z Ville Nouvelle, gdzie zajęto się prawdziwym niemieckim turystą, a policja próbowała uspokoić sytuację. Człowiek, za którego się przebrał ( ten sam, którego widział wcześniej w lobby), nieświadomie uratował mu życie, przepłacając jednak swoim własnym. Agent wiedział, że musi pozbyć się tego przebrania przy pierwszej możliwej okazji.

Mimo ich przewagi liczebnej, 47 wciąż miał przewagę. Na to składał się fakt, że jego prześladowcy byli wzburzeni. To dało zabójcy możliwość stworzenia własnej zasadzki, gdy jeden z nich w pobliżu zatrzymał się dokładnie pod sygnalizatorem. Długi Silverballer wystrzelił dwa razy, cel zachwiał się i upadł.

To był znak dla 47, aby znowu zająć się ucieczką. Był świadomy, że posiłki są w drodze i mogły odciąć mu drogę ucieczki.

Ammar zaczął się zbliżać, dostrzegł poskręcane ciało i znowu się oddalił.

- Zastrzelił Dabira – Powiedział szef ochrony przez krótkofalówkę. – Więc uważaj.

- Za nim!- Nalegał głos Marli. - Nie straćcie go z oczu!

- Wyłącz krótkofalówkę! – Uciął arogancko Ammar, gdy kolejny mężczyzna, Jumah, do niego dołączył. – Zajmiemy się tym. Wracaj do posiadłości.

- Co się dzieje?- Dopytywał się Jumah. Oczy błyszczały mu z podniecenia. – Zabiliście go?

- Nie. Zwiewał, gdy się pojawiłem – powiedział Ammar z ociąganiem. – Przejmujesz dowodzenie. Ja muszę złapać oddech.

Jumah był najmłodszy w drużynie i Ammar o tym wiedział. Chcąc poprawić swoją reputację, Jumah zerwał się do biegu. Ammar czekał na zdradliwy odgłos wystrzału, a gdy żaden nie nadszedł, podążył śladami Jumaha.

Spojrzał znowu na zwłoki i zobaczył dwóch chłopców, którzy zmaterializowali się z mroku i przetrząsali kieszenie Dabira.

Zaklął szpetnie. Dabir był jego szwagrem i przyjdzie mu sporo za to zapłacić, gdy wróci do domu.

Fez miało wiele derb ( małe alejki – dop. Weasley55) i dzielnic, każda z centrum, gdzie znajdował się meczet, piekarnia i fontanna. Właśnie do fontanny zaprowadziła Jumaha ulica.

Ale zwierzyny nigdzie nie było. Ponieważ były tam jeszcze co najmniej cztery inne alejki, które prowadziły na zewnątrz, nie miał wyboru. Musiał się zatrzymać i rozejrzeć. Ochroniarz zatoczył wzrokiem pełen okrąg. Zauważył, że plac był opuszczony i zastanawiał się dlaczego.

Jumah wciąż się nad tym zastanawiał, gdy usłyszał za sobą głos. Francuskie słowa

- Mnie szukasz?

Jumah odwrócił się i szykował się do strzału z jordańskiego VIPERA 9mm, gdy zobaczył mężczyznę w kolorowej koszuli, który wynurzył się z fontanny i mierzył w niego. Co gorsza nieznajomy trzymał dwa półautomaty.

- Odbiorę to jako „tak” – powiedział mężczyzna i wystrzelił z obu broni. Naboje powaliły Jumaha na ziemię i echo strzałów rozniosło się pomiędzy okoliczne budynki. VIPER potoczył się po ziemi.

- Jumah? – Spytał głos wydobywający się z kieszeni trupa. – Co się dzieje?

Agent 47 schował jednego Silverballera, zeskoczył na bruk i przeszukał Jumaha. Uciekł, zabierając krótkofalówkę ze sobą.

Więcej syren dołączyło do chóru, gdy Ammar wszedł na pusty plac. Marokańczyk zobaczył Jumaha i poczuł wyrzuty sumienia. Wiedział, że to on mógł tu leżeć.

Widząc ruch daleko od placu, Ammar podbiegł do fontanny i zaczął ją okrążać, uważając na to, aby być cały czas pochylonym. Stracił dwóch ludzi. Było jasne, że sharmuta ( po arabsku „dziwka” – dop. Weasley55) Fulami miała rację. Europejczyk był niebezpieczny

- Ammar? Fahd? Zgłoście się! – Głos dziwki dobiegł z krótkofalówki. Wysoki ze strachu.

Ale Ammar wiedział, że człowiek, którego ścigali wziął radio Jumaha. Więc wysłał ostatnią wiadomość do Fahda, zarządzając ciszę w eterze. Ta strategia działała zarówno na ich korzyść i niekorzyść, ponieważ nie pozwoli Ammarowi i Fahdowi skoordynować ruchów

Do diabła z kobietą.

Podążając wodnym śladem zwierzyn odzyskał nadzieję. Grunt był suchy, a niewierny mokry, co oznacza, że Ammar miał łatwy trop, przynajmniej na razie. Mokre odciski doprowadziły go długimi schodami w górę, pod dwustuletni łuk, po czym nagle zniknęły.

Ochroniarz zatrzymał się ostrożnie. Badał dobrze oświetloną drogę przed nim, gdy pętla z żyłki spadła mu na szyję i zaczęła ściskać wokół szyi.

Ammar upuścił broń i podniósł ręce, ale było za późno. Został podniesiony do góry. Marokańczyk spróbował krzyknąć, ale odkrył, że nie mógł.

Jego nogi kopały bezużytecznie w powietrzu.

Po kilku chwilach kopanie ustało.

CDN


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Weasley55 dnia Sob 20:08, 05 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora  
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 5
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
Forum Strona Główna  ~  Hyde Park

To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach